Jeszcze kilka dni temu na zeskoku najsłynniejszej polskiej skoczni tylko miejscami leżała cienka warstewka śniegu. Zamiast białego puchu, na którym mogliby lądować skoczkowie, straszyły plamy zielonego igelitu. Wystarczyło parę dni wytężonej pracy i obiekt wygląda zupełnie inaczej. Prawie cała skocznia jest już pokryta śniegiem.

Skąd się wziął? Wczoraj ciężarówka woziła tony śniegu, zmagazynowanego wcześniej na Średniej Krokwi. Każda nowa porcja była ubijana łopatami, by powstała równa warstwa, która wytrzyma lądowania kilkudziesięciu zgłoszonych do piątkowych kwalifikacji zawodników. Wcześniej - choć dla to większości ludzi to wyczyn wymagający niewyobrażalnej odwagi - robotnicy saniami wciągali śnieg po rozbiegu na sam szczyt skoczni.

Ludzie zrobili wszystko, co w ich mocy, by Adam Małysz mógł w najbliższy weekend walczyć o swoje pierwsze zwycięstwo w PŚ w tym sezonie. Teraz wszystko zależy od łaskawości natury. "Jedynym zagrożeniem będzie dla nas zbyt mocny wiatr bądź ulewa" - mówi "Faktowi" przewodniczący komitetu organizacyjnego zakopiańskich zawodów Janusz Majcher.