Dla magdeburczyków piłka ręczna to religia. To jedyne duże miasto w Niemczech, gdzie ten sport zdecydowanie wygrywa popularnością z piłką nożną. Już na dwie godziny przed spotkaniem z medalistami mistrzostw świata rynek był pełny.

Chociaż w SC Magdeburg Gladiators gra także dwóch reprezentantów Niemiec, którzy ograli Polaków w finale, biało-czerwoni zostali powitani tak, jakby zostali mistrzami świata. "Dziękujemy. Dla nas sam awans do finału to tak, jak zdobycie złotego medalu" - powiedział kibicom wzruszony Wenta.

Niemiecka policja bała się, że Polacy zostaną stratowani przez rozentuzjazmowanych fanów gladiatorów. Choć z hotelu do miejscowego ratusza mieli zaledwie kilkadziesiąt metrów, na spotkanie z władzami Magdeburga przywieziono ich policyjnym minibusem na sygnale!

Jeden ze sponsorów zaprosił srebrnych medalistów na lot balonem. "Świetna sprawa. Polecimy, jak tylko poprawi się pogoda" - mówi Wenta. "I kiedy wreszcie się wyśpimy" - dodają zawodnicy.

Bohaterowie są bowiem potwornie zmęczeni. Dopiero niedawno wrócili do klubu. W środę mieli pierwszy trening po przyjeździe do Niemiec. Wenta wiedział, że jego zawodnicy są wyczerpani, dlatego nie zamęczał ich ćwiczeniami. Na zajęciach grali w piłkę... nożną. Bartosz Jurecki spóźnił się na trening ponad pół godziny. "Przepraszam trenerze, zaspałem" - przyznał z rozbrajającą szczerością obrotowy reprezentacji Polski.

Nasi szczypiorniści cieszą się, że wreszie będą mieli więcej czasu dla bliskich. Najbardziej zadowolony jest właśnie Jurecki. To domator. W Magdeburgu mieszka z żoną Magdą i 4-miesięczną córeczką Agatą. "Tak naprawdę to najbardziej cieszymy się, że te mistrzostwa się wreszcie skończyły" - mówi Alicja, mama Bartka, która odwiedziła swojego syna w Niemczech.









Reklama