W Birmingham nie wystartuje rekordzistka świata Jelena Isinbajewa. Ma pani ogromne szanse na tytuł mistrzowski.

Anna Rogowska: Chcę złota. I jeżeli zrealizuję plan w stu procentach, będzie moje. Chce zaliczyć za pierwszym razem 4,70 m. W Birmingham skacze mi się dobrze, w zeszłym roku pokonałam tam 4,79.

Możliwy jest rekord Polski?
Nie mówię nie”. Musiałabym skoczyć 4,81 m. Jadę na te mistrzostwa bardzo zmotywowana. Może nie wyjdzie, ale będę walczyć do końca.

Rekordzistka świata woli przygotować się do sezonu letniego. Dlaczego pani zdecydowała się na start w hali?
Dla mnie też najważniejsze są letnie mistrzostwa w Osace i mityngi Golden League. Ale skacząc w Birmingham wydłużam sezon halowy tylko o tydzień. Po tak długim okresie przygotowawczym dam radę wystartować w jeszcze jednym konkursie. W zeszłym roku miałam kontuzję ścięgna Achillesa. Teraz muszę dużo skakać, odnaleźć rytm. Po mistrzostwach zrobię sobie tylko dwutygodniową przerwę. Lecimy z mężem do Egiptu. Zero skakania, tylko nurkowanie.

Nie niepokoi pani to, że co konkurs skacze pani niżej? W piątek w Paryżu pokonała pani zaledwie 4,51 m.
Na treningach spokojnie skaczę 4,70. Myślałam, że w Paryżu zaliczę tę wysokość na luzie. Sama byłam zdziwiona, że tak nisko skończyłam. Od dawna nie startowałam na tak złej nawierzchni jak ta w Paryżu. To był tartan rozłożony na deskach, źle połączony. Bardzo mi nie pasował, zresztą po wynikach widać, że nie tylko mnie. Pocieszam się tym, że miewałam już słabe konkursy, po których znowu skakałam wysoko. Tym razem też tak będzie.

Ale Isinbajewa skoczyła tam 4,81.

Wymęczyła, w trzeciej próbie. W tym konkursie było kilka niebezpiecznych momentów, dziewczyny spadały prawie obok materaca.

Kto będzie pani najgroźniejszą rywalką w Birmingham?
Zdecydowanie Swietłana Fieofanowa. W Paryżu nie zaliczyła żadnej wysokości, ale to chyba wypadek przy pracy. Są dwie Czeszki na poziomie 4,65 m i groźne Rosjanki. Ten konkurs nie będzie spacerkiem, bo poziom się wyrównał.

W październiku wyszła pani za mąż za Jacka Torlińskiego, swojego trenera. To chyba duża zmiana w waszym życiu?
Właściwie żadna. Razem byliśmy 6,5 roku, od dwóch lat wspólnie mieszkaliśmy. Zmieniło się tylko to, że czasami mówię do Jacka mężu”. No i mamy obrączki. Ja swoją zdejmuję na zawodach i treningach. Muszę dobrze trzymać tyczkę.