Partner merytoryczny: Sports.pl
PRZEGLĄD SPORTOWY: W eliminacjach rzutu młotem uzyskała pani 71,17 m. Jest pani zadowolona?
ANITA WŁODARCZYK: Biorąc pod uwagę, jaki miała ostatnio kłopoty ze zdrowiem, chyba nie było źle. Leczenie kontuzji kręgosłupa zmusiło mnie do robienia przerw w regularnym treningu od połowy czerwca. W okresie bezpośrednich przygotowań do mistrzostw Europy w Barcelonie zaczęłam znów rzucać młotem dopiero 15 lipca. Zaległości treningowe są więc poważne, tym bardziej że takie ćwiczenia jak przysiady i ciąg ze sztangą są w mojej sytuacji po prostu wykluczone. To może zabrzmi zabawnie, ale tuż po eliminacyjnym występie na Montjuic postanowiłam natychmiast udać się na trening. Bo czas wreszcie trochę porzucać młotem.
PS: W piątkowym konkursie finałowym w Barcelonie pobije pani rekord świata?
Chciałam, ale przecież tak naprawdę nie wiem teraz na co mnie stać. Brak treningu na pewno nie jest receptą na rekordy, bo gdyby tak było, to zamiast ciężko pracować zimą, wybrałabym się na wakacje i leżała sobie do góry brzuchem.
PS: Można jednak zauważyć, że im rzadziej pani startuje, tym lepsze są wyniki...
Chyba coś w tym jest. Ale bez przesady. Tym razem przerwa między moim startem w Memoriale Janusza Kusocińskiego w Warszawie i występem eliminacyjnym w Barcelonie trwała aż 52 dni. Straciłam niemal pół sezonu. Przyjeżdżając na mistrzostwa Europy, starałam się przypomnieć sobie jak to jest na zawodach.
PS: Miasto wciąż żyje sukcesem, jaki osiągnęli reprezentanci Hiszpanii i samej Barcelony w piłkarskich mistrzostwach świata w RPA. Można im zatem dostarczyć nowych emocji na stadionie Montjuic, żeby zapomnieli o piłce.
Oj, to chyba nie będzie łatwe. Nie ukrywam, że najlepiej mi się rzuca, gdy na trybunach są tłumy widzów i czuję wsparcie ze strony kibiców.