"Oddałem tylko jedną próbę, a i tak się poślizgnąłem. Przewracałem się prawie w tym kole. Rzut był zły technicznie, ale na szczęście odległość taka, która wystarczyła, by od razu znaleźć się w czołowej dwunastce" - ocenił po kwalifikacjach wicemistrz olimpijski z Pekinu, który w pierwszym podejściu uzyskał odległość o 19 cm dalszą niż wymagane 63 m.

Reklama

Na szybkie i śliskie koło znalazł już rozwiązanie. "Problem polega na tym, że jest mała przyczepność stopy do podłoża. Nabiorę więc do buzi słodkiego napoju i przed rzutem napluję na beton. Trzeba sobie jakoś radzić, a butelki nie pozwolą mi przecież zabrać do koła. To chyba jedyna metoda" - powiedział Małachowski.

Podopieczny Witolda Suskiego ze spokojem czeka na niedzielną walkę o medale. "Widzę, że jest dobrze. Czuję się znakomicie, warunki są tu naprawdę dobre i dlatego można liczyć na fajny wynik. Może jak się pomylę to rzucę 70 metrów, ale nie zapominajmy o tym, że to jest tylko sport, a finał rządzi się swoimi prawami" - dodał.

Jak wicemistrz świata spędzi ostatnie godziny przed walką o medal? "Będę spał i jadł. I oczywiście przyjadę też na stadion, by dopingować Tomka Majewskiego w finale pchnięcia kulą" - oznajmił.

Reklama