Tytuł mistrza świata dla Tomasza Golloba sprawił, że kibice żużla poczuli satysfakcję. Choć ich sport jest przy piłce nożnej ubogim kopciuszkiem, fani futbolu nigdy jeszcze nie zaznali takich emocji, choć w kluby i reprezentację narodową są pompowane miliardy. Speedway to tylko miliony, ale biznes wokół tego sportu kręci się coraz lepiej. Miasta nawet płacą za to, by gościć u siebie zawody najlepszych żużlowców.
– Koszt piłki nożnej w Polsce jest niewspółmiernie duży do jej poziomu. Piłkarze są przepłacani, buduje się drogie, duże stadiony, na których trudno o dobre przedstawienie. Z drugiej strony jest żużel. Patrząc przez pryzmat tego, co oferuje ludziom i na jakim poziomie, jest to sport bardzo tani, z niewykorzystanym potencjałem – mówi „DGP” Michał Gradzik z firmy Pentagon Research, która zbadała opłacalność inwestycji w żużel.
Piłkę nożną i żużel łączy jedno: dofinansowywanie z państwowej kasy. O ile jednak futbol jest raczej przeinwestowany, to żużel dostaje co najwyżej tyle, ile powinien. Wszystko w imię piłkarskich emocji. A z emocjami się nie dyskutuje. Szczególnie, jeśli są to emocje potencjalnych wyborców.
Spośród ośmiu drużyn żużlowej ekstraligi praktycznie wszystkie w ostatnim czasie modernizowały, modernizują lub niedługo będą modernizować swoje stadiony. Na szczęście żużel w wielkich miastach nie potrafi przerwać hegemonii piłki nożnej. Skupia się na mniejszych ośrodkach, gdzie nie trzeba budować wielkich, spełniających wymogi UEFA, 40-tysięcznych gigantów. Ale i tak na infrastrukturę idą miliony. Żużlowe stadiony przebudowują Gorzów i Częstochowa. Przebudowa areny w Lesznie ma kosztować 12,6 mln zł, w Zielonej Górze 40 mln, a w Bydgoszczy ok. 50 mln zł. Wszystkich przebił Toruń, który postawił nowoczesną MotoArenę za 96 mln zł.
Reklama
W tym czasie lobby piłkarskie zabezpieczało nie miliony, a miliardy. Budowa stadionu w Poznaniu na Euro 2012 kosztowała ponad 711 mln zł, stadionu w Gdańsku będzie kosztować 775 mln, a w Warszawie 1,5 mld zł. Nawet 74-tysięczny Lubin zbudował sobie piłkarski stadion za 130 mln złotych.



Miasta biją się o żużel

Żużlowe miasta nie są wielkimi aglomeracjami, czasami ponad połowa ich mieszkańców kibicuje lokalnym klubom, więc władze nie mogą poprzestać na inwestycjach tylko w stadiony. Dla wyborców byłoby to zdecydowanie za mało. Często wykładanie pieniędzy na żużel podciąga się pod kategorię promocja miasta. Tomasz Gollob na co dzień jest zawodnikiem Stali Gorzów. Dwie najważniejsze osoby w Gorzowie to prezydent miasta Tomasz Jędrzejczak i prezes Stali Władysław Komarnicki. Gdy prezes uważa, że klub należy dofinansować, bo tego wymaga dobro kibiców, prezydent nie protestuje. Co jest dobre dla żużla, jest dobre i dla Gorzowa.
Niedawno Jędrzejczak doszedł do wniosku, że warto by było ściągnąć do miasta zawody grand prix, które są corocznym cyklem turniejów o tytuł indywidualnego mistrza świata. Miasto zapłaci, aby jeden turniej GP w roku przez najbliższe pięć lat odbywał się właśnie tu. We wtorek podpisano umowę z firmą BSI Speedway, która ma prawa do cyklu GP. – Staraliśmy się o to i w końcu się udało. Wiemy, że czeka na to cały rozkochany w speedwayu Gorzów – powiedział Jędrzejczak.
Taka przyjemność co roku będzie kosztować 3 – 3,5 mln zł (z czego klub Stal Gorzów zapłaci ok. 0,4 mln zł). To dwa razy mniej niż dotychczas za możliwość goszczenia GP płaciła Bydgoszcz. Jednak BSI wykorzystuje fakt, że polskie miasta walczą między sobą o najlepszych żużlowców świata i winduje ceny. W Chorwacji czy we Włoszech, gdzie również odbywa się GP, nikt się nie bije o żużel.
Radni Gorzowa, i ci z prawa, i z lewa, poparli inicjatywę. – Gdybyśmy tego tematu nie podjęli, nie tylko kibice, ale i spora część mieszkańców by nam nie wybaczyła – powiedział „DGP” Roman Bukartyk z Lewicy. – Nie mam wątpliwości, że to dobrze wydane pieniądze na promocję miasta – dodał Roman Sondej z PiS. Najwięksi oponenci przypomnieli tylko, że miasto już raz wydało nierozsądnie pieniądze – gdy za ponad 500 tys. zł zamówiło u Piotra Rubika oratorium na 750-lecie Gorzowa. Kompozytor dał występ oczywiście na stadionie żużlowym. Widzowie, frekwencją pokazali, że wolą speedway. Gorzów to nie wyjątek, tylko reguła. Na przykład władze Torunia tak mocno postawiły na speedway, że poświęciły m.in. siatkówkę kobiet i hokeistów. Miasta nie żałują na żużel, nawet gdy ich drużyna występuje w II lidze. Oczywiście i tak płacą mniej, niż się płaci drugoligowym klubom piłkarskim. Na początku roku władze Ostrowa Wielkopolskiego przeznaczył 200 tys. na miejscową Ostrovię. – Grupa ludzi zakochanych w żużlu doprowadziła do tego, że na ostrowskim stadionie znów zaryczą silniki motorów i będziemy mogli poczuć zapach metanolu – cieszył się w prezydent miasta Radosław Torzyński.



Samozaciskanie pasa

Przeinwestowanie futbolu w Polsce widać również, gdy spojrzymy na wysokość budżetów. Kluby żużlowe mają budżety wielkości do kilkunastu milionów złotych. Szacuje się, że zsumowany budżet wszystkich drużyn Speedway Ekstraligi wynosi ok. 60 mln zł. To mniej więcej tyle, ile budżet samej Legii Warszawa. Budżet piłkarskiego mistrza Polski Lecha Poznań to 50 mln zł. Falubaz Zielona Góra, który ma w swoim składzie jednych z najlepszych żużlowców świata, rocznie dysponuje kwotą rzędu 7 – 8 mln. To tyle, ile wydaje piłkarska bytomska Polonia, w której grają gwiazdy, ale co najwyżej lokalne.
Na razie Speedway Ekstraliga generuje kilkadziesiąt razy mniejszy przychód niż piłkarska Ekstraklasa SA. W ubiegłym roku było to ok. 3,5 mln zł. Z tego sponsor główny ligi, firma Centernet Mobile, zapłacił ok. 1,5 mln zł. To i tak ogromny postęp w porównaniu do np. 2000 roku, kiedy liga dopiero zaczynała być w pełni zawodową. – Odpowiednie zarządzanie jest kluczem do sukcesu. W lidze pojawili się profesjonalni menedżerowie. W biznesie nie ma miejsca na społecznictwo – powiedział Piotr Szymański, szef Głównej Komisji Sportu Żużlowego.
Różnice widać również w płacach. A to fanów futbolu boli najbardziej, gdy patrzą na swoich idoli. Piłkarze w polskiej lidze zarabiają więcej niż żużlowcy. Najbogatsi mogą liczyć na 400 – 500 tys. euro rocznie. To więcej niż z klubowej kasy pobiera Gollob, który jest mistrzem świata. Żużlowcy są tańsi w utrzymaniu, ponieważ po pierwsze – jest ich w drużynach dwa razy mniej niż piłkarzy, a po drugie, nie całe ich wynagrodzenie pokrywają kluby. Część zarobków stanowią wpływy od sponsorów. Żużlowcy są jak słupy reklamowe. Mają miejsce na reklamę na czapeczce, rękach, plecach, nogach, brzuchu, a nawet na rurze wydechowej. Każda część ciała jest inaczej wyceniana. Prawe ramię – 5 – 30 tys. zł. Lewe przedramię – 3,5 – 30 tys. zł. Żołądek (2 – 10 tys.) jest tańszy niż brzuch (5 – 20 tys.), a szyja (2 – 10 tys.) tańsza niż pośladek (10 – 15 tys.). Średniacy mogą sprzedać powierzchnię reklamową za 100 tys. zł. Najlepsi od sponsorów wyciągają około miliona złotych. Piłkarze nie są tak przedsiębiorczy, bo nie muszą. – A żużlowiec musi zarobić m.in. na swój sprzęt, którego koszt utrzymania w niektórych przypadkach to kilkadziesiąt tysięcy złotych miesięcznie – powiedział Michał Gradzik.
Prezesi dbają też o kondycję klubów, bo wiedzą, że nie mogą liczyć na taką pomoc, jak zespoły piłkarskie. Obecnie tylko cztery kluby nie narzekają na problemy finansowe – Unibax Toruń, Stal, Falubaz i Unia Leszno. Pozostałe drużyny mają mniejsze lub większe kłopoty. Dlatego doszły do wniosku, że rozpasanie – ich zdaniem – finansowe zawodników należałoby ukrócić. Prezesi uzgodnili między sobą, że za podpisanie kontraktu nie będą płacić zawodnikowi więcej niż 200 tys. zł, a za zdobyty punkt nie więcej niż 5 tys. zł. Według tak naliczanych premii Gollob zarobiłby ok. 30 proc. mniej, niż zarabiał do tej pory. Oczywiście zawodnicy się buntują, twierdząc, że to socjalizm rodem z Kuby.
Może i mają rację. W polskiej lidze jeżdżą najlepsi żużlowcy świata, więc dlaczego na nich oszczędzać? Lepiej zaoszczędzić na polskich piłkarzach, którzy nie zasługują na stadiony budowane za miliardy złotych. Wady takich cięć? Żadne. A zalety inwestycji w żużel? Spore. – Promocja przez żużel okazała się w naszym przypadku biznesowym strzałem w dziesiątkę – powiedział Adam Krużyński z firmy Nice Polska, która jest sponsorem reprezentacji Polski na żużlu. O większych inwestycjach w piłkę nożną podobno ani myśli.