Komu pan dedykuje tę nagrodę?
Oh, mam bardzo długą listę (śmiech). Zacząłbym od rodziny, która wspierała mnie w najtrudniejszych chwilach, a skończyłbym na Bogu.

Ludzie nazywają pana złotym chłopcem. Już chyba nikt nie mówi, że bezpodstawnie…
Nie jestem inny niż miliony moich równieśników. Jeśli mnie nazywa się „złotym chłopcem”, to na innych też powinno się tak mówić. Wierzę w bardzo proste wartości w życiu, takie jak rodzina, czy lojalność. Pomoga mi w tym wszystkim wiara w Boga. Mam jednak i swoje wady. Taki złoty, to ja nie jestem.

Reklama

Ma pan jeszcze motywację? Nie brakuje panu już chęci do gry?
Nie, pracę mam we krwi. Ciągle stawiam sobie coraz wyższe cele. Poprzeczka jest już tak wysoko postawiona, że trudno ją dojrzeć (śmiech). Nawet mecze ze słabymi rywalami nie męczą mnie psychicznie. Kocham ten sport, więc wszystko przychodzi mi łatwiej. I trenuję z przyjemnością, i gram z uśmiechem na ustach.

Dorówna pan byłemu napastnikowi Milanu Marco van Bastenowi, który zdobył w swojej karierze trzy Złote Piłki?

Nie zamierzam zatrzymywać się na tej jednej. Codziennie w ośrodku treningowym w Milanello patrzę na gablotę z pucharami i zazdroszczę Marco. Na razie żyję w cieniu jego dokonań, ale wkrótce to się zmieni.

Reklama

Wzoruje się pan na van Bastenie?
Trochę. Miałem kilku idoli. Na początku był nim Rai. Grał w moim byłym klubie, Sao Paulo, wszyscy tam szaleliśmy na jego punkcie. Potem zacząłem podziwiać Ronaldo, tego z PSV i z Barcelony. Byłem młody i podatny na wpływy, a Ronaldo mnie wręcz zaczarował. Czasami nie mogę uwierzyć, że gram w tym samym klubie co on. Ma wielką mądrość życiową. Daje mi mnóstwo rad, a ja mu zawsze odpowiadam: „Powinieneś odpoczywać, nie przemęczaj się. I kładź się wcześnie spać!” (śmiech).

Ronaldo panu pogratulował?
Jeszcze nie. Nie zdążył. Z tego co wiem, spośród Brazylijczyków tylko Rivaldo, Ronaldo i Ronaldinho zdobywali Złotą Piłkę. Jestem dumny, że mam to samo trofeum, co oni.

Reklama

Podobno ma pan zdobyć w tym roku także nagrodę FIFA dla najlepszego piłkarza świata. Dorównałby pan Ronaldinho…
Rzeczywiście. Słyszałem, że jestem w pierwszej trójce. Na razie jednak o tym nie myślę. Koncentruję się teraz na klubowych mistrzostwach świata w Japonii. Jak je wygramy, będę o jedno trofeum bliżej van Bastena.

W wyścigu po Złotą Piłkę pobił pan wspaniałych rywali, między innymi Lionela Messiego i Cristiano Ronaldo. W czym jest pan od nich lepszy?
Po prostu gram w lepszym klubie. W maju zdobyliśmy Puchar Europy. Ronaldo, którego bardzo doceniam, pokonałem w meczach z Manchesterem United. Messi natomiast ani nie wygrał ligi hiszpańskiej, ani nie zdobył żadnego europejskiego pucharu. To zadecydowało. Tak naprawdę nie czuję się lepszy od nikogo, nie trzymam głowy w chmurach. Osobiście głosowałbym na Andreę Pirlo, on wyczynia cuda z piłką. Jest defensywnym pomocnikiem, a nie napastnikiem, dlatego ludzie go niedoceniają. Dla mnie to niesamowite, że zajął dopiero piąte miejsce w klasyfikacji.

Teraz, po zdobyciu Złotej Piłki, pana wartość jeszcze wzrosła. Jak pan sądzi, ile wart jest Kaka?
Tyle ile za niego chcą. A Milan nie chce mnie sprzedać. Wcale to jednak nie znaczy, że jestem bezcenny. Po prostu nie ma nikogo na moje miejsce. Podobno Real mnie chce, ale to z Milanem zwyciężam i zdobywam trofea, klub o mnie dba, a mediolańscy fani lubią. Zbyt dużo zawdzięczam tej drużynie i temu miastu, aby odchodzić. Chcę stać się symbolem Milanu, dlatego nie zamierzam zmieniać barw. Mój los jest w rękach Boga i właśnie tego klubu. Nigdy nawet nie sugerowałem, że zamierzam odejść. To gazety o tym plotkowały.

Ale powiedział pan, że jeśli włoski futbol nie upora się z chuliganami, to największe gwiazdy mogą opuścić Serie A.
To nie było żadne ultimatum, ani żaden szantaż. Chciałem tylko dać dobrą radę, ostrzec. Moje sława świadczyły tylko o wielkim przywiązaniu do Włoch i tamtejszej ligi. Nie zamierzam nigdzie odchodzić, chcę tylko, aby sytuacja się unormalizowała, żeby wszystko wróciło do normy. Kocham Włochy, los tego kraju leży mi na sercu.