Leo Beenhakker jesienią dawał grać regularnie tylko dwóm ligowcom, Dariuszowi Dudce i Radosławowi Sobolewskiemu. Teraz powołał kadrę zawodników z ekstraklasy. Wierzy pan, że może zostać w tej reprezentacji na stałe?
Selekcjoner woli zawodników z lig zagranicznych, to fakt. I nic w tym dziwnego. Przecież to w zdecydowanej większości lepsi piłkarze od nas, graczy z ekstraklasy. Są bardziej doświadczeni, ułożeni taktycznie i technicznie. Ale z drugiej strony czy pan zrezygnowałby z zaproszenia do drużyny narodowej nawet wiedząc, że nie ma większych szans, by w niej zaistnieć na stałe? Zapewne nie. To wyzwanie, które trzeba podjąć. Nawet jeśli szansę na wygranie bitwy nie są zbyt duże, to i tak należy stanąć do walki jak mężczyzna.

Reklama

Nie lepiej byłoby sobie pojechać na dłuższy urlop?
Jestem nieco zmęczony rundą jesienną, ale spokojnie - wytrzymam jeszcze tydzień treningów. Źle nie będzie, szczególnie, że pogoda w Turcji jest lepsza od tej w Polsce.

W sam raz dla takich piłkarskich turystów.
A pan znowu swoje. Proszę choć odrobinę w nas wierzyć. Przecież ta kadra to nie jest jakaś łapanka. Taki Tomek Zahorski potrafi grać, ostatnio ocierał się o pierwszą reprezentację. Reszta też umie kopać piłkę. Udowodnimy to pokonując Bośnię i Hercegowinę. A na wakację zdążę jeszcze pojechać po powrocie. Wygrzeję trochę kości i będzie OK.

Nie jest pan zdziwiony brakiem w kadrze Marka Zieńczuka?
Nie jestem dziennikarzem, więc nie zajmuję się komentowaniem powołań. Choć na pewno Marek jest w reprezentacyjnej formie.

Obaj liderujecie tabeli strzelców. Jego skuteczność budzi jednak większy podziw, w końcu jest pomocnikiem. W czym tkwi tajemnica Zieńczuka?
Nie mam pojęcia, mało tego, podejrzewam, że sam Marek tego nie wie (śmiech). Za to cieszy mnie to, że chłopak jest w tak dobrej, chyba życiowej, dyspozycji. Co nie kopnie piłkę, to wpada do siatki. Niebywałe! Taki gość jest dla drużyny cenniejszy niż złoto.

Reklama

Może być jeszcze bardziej wartościowy, jeśli odejdzie pan z Wisły zimą.
To się raczej nie zdarzy. Owszem, miałem chwile, w których myślałem o transferze, ale teraz nie mam nic przeciwko temu, by zostać w Krakowie przynajmniej do czerwca. Jesteśmy silną drużyną z mądrym, rozważnym szefostwem. W przeszłości polskie kluby budowały zespół na Ligę Mistrzów miesiąc przed jej startem. Tymczasem w Wiśle już teraz myśli się o przyszłorocznych eliminacjach. Takie podejście bardzo mi się podoba. Dlatego nie spieszno mi do wyjazdu zagranicznego.

Mówi pan tak, jakbyście czuli się już mistrzami.
Bez przesady. Mam szacunek do rywali i wiem, że będą nas gonić do utraty sił. Ale w tym sezonie łatwo nie mają. Nie oszukujmy się, nasza dziesięciopunktowa przewaga to naprawdę sporo. Myślę, że nie do roztrwonienia. Fajnie byłoby zdobyć ten tytuł jak najszybciej, a potem spokojnie przygotowywać się do kwalifikacji Champions League. I wreszcie do niej awansować. To największe marzenie nie tylko pana Bogusława Cupiała, ale i wszystkich piłkarzy, trenerów i ludzi pracujących w Białej Gwieździe.

Trener Maciej Skorża mówił niedawno: bałem się objąć Wisłę. Wydawało mi się, że przychodzę do drużyny zmanierowanych gwiazd. Rzeczywiście jesteście takimi osobami?
A skąd! Z tego co pamiętam szkoleniowiec dodał potem, że mile się rozczarował. Bo z nas, wiślaków, to są fajne chłopaki - normalne, ambitne i waleczne. Po ostatnim, nieudanym sezonie mamy niesamowity głód wygrywania. Dlatego nie odpuścimy nawet jednej minuty żadnego ligowego meczu. Wiosną będziemy grać jeszcze lepiej niż jesienią!