"Druga skocznia jest nam niezbędna. Zaoszczędzilibyśmy mnóstwo czasu i sił, gdyby zawodnicy z Beskidów zamiast jeździć do Zakopanego i mieszkać w hotelu, mogli trenować w swojej miejscowości, a potem wracać do domu i rodziny" - przekonuje trener polskiej drużyny Hannu Lepistoe.

Reklama

"Wściekam się za każdym razem, gdy tamtędy przejeżdżam. Czas płynie, a nic się nie dzieje. Najgorsze jest to, że prawie wszystko jest gotowe. Rozbieg, wieża sędziowska, trybuny.... Brakuje tylko zeskoku" - nie kryje zdenerwowania Małysz.

Choć budowa ciągnie się już trzy lata, nie wiadomo kiedy skocznia w Wiśle zostanie ukończona. Ostatnio termin zakończenia prac przesunięto na czerwiec przyszłego roku, ale i ten termin jest mało prawdopodobny. Ciągle nie wybrano firmy, która zajmie się naprawą zeskoku.

Wyjazd Polaków na treningi do Ramsau i konkursy Pucharu Świata w Engelbergu będzie kosztował około 30 tysięcy złotych. Gdyby nasi skoczkowie mogli ćwiczyć w Wiśle, koszty byłyby o wiele niższe. "Szacujemy, że wystarczyłoby wydać zaledwie jedną czwartą tych pieniędzy" - mówi Grzegorz Mikuła z Polskiego Związku Narciarskiego.