Piłkarze Celtiku, którzy podczas nieobecności bramkarza reprezentacji Polski wygrali tylko jedno z czterech ligowych spotkań, pokonali 3:0 beniaminka szkockiej ekstraklasy Gretnę. A jednym z bohaterów był oczywiście Boruc - pisze "Fakt".

Reklama

Celtic wygrał wysoko, ale wbrew pozorom mistrzom Szkocji zwycięstwo wcale nie przyszło łatwo. Piłkarze z Glasgow długo nie mogli poradzić sobie z przełamaniem zaciekle grającej defensywy Gretny. Zresztą gdyby nie Boruc, to właśnie goście mogli cieszyć się z prowadzenia. Na szczęście dla kibiców The Bhoys Polak podczas trzytygodniowej przerwy w grze nic nie stracił ze swojej wysokiej formy i trzy razy w nieprawdopodobny wręcz sposób uratował swoich kolegów przed utratą gola.

Strachan mógł się cieszyć z powrotu Boruca nie tylko dlatego, że Artur świetnie spisywał się we własnym polu karnym. Kiedy Celtom nie szło w pierwszej połowie, Polak wziął sprawy w swoje ręce. To po jego precyzyjnym, dalekim wykopie piłka trafiła pod nogi Scotta MacDonalda, który strzelił pierwszego gola. Od tego momentu mistrzowie Szkocji mieli już z górki.

"Cieszymy się, że Artur mógł wrócić na boisko nieco wcześniej, niż to było planowane. W meczu z Gretną po raz kolejny udowodnił, że jest w tym sezonie w znakomitej formie. Dobrze, że znowu mogę na niego liczyć" - mówił po meczu menedżer Celtiku.

Strachan cieszy się z powrotu do zdrowia Boruca, tym bardziej że już drugiego dnia nowego roku Celtic czekają derby z odwiecznym rywalem - Glasgow Rangers. A jeszcze niedawno wcale nie było pewne, że reprezentant Polski zdoła się wykurować na "świętą wojnę".

Obie drużyny ostrzą sobie zęby na zwycięstwo także dlatego, że tak zaciętej rywalizacji pomiędzy nimi, jak w tym sezonie, nie było już dawno. Rangers mają tylko dwa punkty straty do Celtów i o dwa mecze rozegrane mniej. Nic dziwnego, że Strachan, który marzy o obronie tytułu mistrzowskiego, nie wyobraża sobie innego wyniku, jak wygranej swoich podopiecznych.