"Jestem gotów do powrotu na trenerską ławkę" - zadeklarował na łamach gazety „La Repubblica” Marcelo Lippi. Najsłynniejszy, najbardziej utytułowany szkoleniowiec świata zacznie pracować od lipca. Gdzie? Włoska prasa spekuluje, że w Barcelonie lub Juventusie Turyn.

Reklama

Przez ostatnich osiemnaście miesięcy Lippi żył niczym rentier. Pijał markowe wina z przyjaciółmi w najlepszych restauracjach w rodzinnej miejscowości Viareggio, czytywał masę książek, wybierał się na długie, rowerowe wycieczki. Gdy nudził mu się pobyt na lądzie, wsiadał ze znajomymi na swój prywatny jacht i podziwiał zachody słońca, paląc jednocześnie ulubione cygara. Życie emeryta spodobało mu się na tyle, że odrzucił oferty Interu, Juventusu Turyn i reprezentacji Anglii. Kiedy wydawało się, że na dobre zrezygnował z trenerki, Lippi udzielił szczerego wywiadu „La Repubblice”.

"Bardzo brakuje mi piłki. Bardziej niż myślicie, więc już zdecydowałem, że w lipcu ponownie założę dres. Wiem to na sto procent" - powiedział gazecie słynny szkoleniowiec. Pytany o klub, który chciałby poprowadzić, zadziwił szczerością: "Mógłbym objąć jakąś włoską drużynę, w której stawia się na młodzież, na przykład Fiorentinę. Zastanawiam się też nad pracą w Juventusie, na pewno rozważyłbym ofertę Barcelony" - wyliczał Lippi.

Praca w Katalonii byłaby dla Lippiego zdecydowanie największym wyzwaniem. Dlaczego? Włoch nie trenował bowiem nigdy klubu poza swoją ojczyzną! Możliwość zdobycia pierwszego w karierze mistrzostwa Hiszpanii jest więc dla niego o wiele ciekawszą perspektywą niż walka o szósty tytuł czempiona Italii. Poza tym z Barceloną Lippi mógłby walczyć o Puchar Europy, czyli trofeum, które zdobył tylko raz - aż 12 lat temu. Juventus i Fiorentina są o wiele za słabe, by podjąć walkę o triumf Lidze Mistrzów.

Reklama

Prezes katalońskiego klubu Joan Laporta na pewno poważnie rozważy słowa Lippiego. Barcelona gra w tym sezonie najmniej efektownie od trzech lat. Widać, że jej szkoleniowiec Frank Rijkaard nie ma już pomysłu na zmotywowanie piłkarzy, z którym raz po raz się kłóci. Co prawda Laporta mówi, że w życiu nie zwolni Holendra, ale jeśli ten nie zdobędzie mistrzostwa Hiszpanii i Pucharu Europy, co jest bardzo możliwe, to w czerwcu szef może zmienić zdanie... A któż inny nadawałby się wtedy lepiej do objęcia Barcy niż Lippi?

Oczywiście może okazać się, że Włoch wybierze jednak, ze względów sentymentalnych, Juventus. Spędził w tym klubie osiem lat, uważa go za swoją ukochaną drużynę. "Mój stosunek do Juve nadal jest bardzo osobisty" - przyznaje trener. "Gdziekolwiek nie pójdę pracować, dam sobie radę. Ostatnio byłem bezczynny, ale nie zardzewiałem. Wręcz przeciwnie. Przez półtora roku bez zapachu trawy i widoku ławki bardzo się rozwinąłem. Intelektualnie i zawodowo. Długa przerwa pozwoliła mi przemyśleć wiele piłkarskich spraw, mam nowe, ciekawe pomysły." - dodaje.

W sprawie Lippiego możliwe jest też rozwiązanie numer trzy: latem do walki o trenerskiego geniusza włączy się inny potentat, choćby Chelsea. Wystarczy, że londyńska drużyna nie sięgnie po tytuł w Premiership i wtedy zapewne pracę straci Avram Grant. Wówczas głodny sukcesów Roman Abramowicz, który nieraz mówił z zachwytem o Lippim, poszuka następcy Izraelczyka. Jeśli zaproponują Włochowi 8 mln funtów rocznie, jego uczucie do Barcy i Juve może szybko wygasnąć...