"Łobo" odszedł pierwszy, bo dla niego było najłatwiej znaleźć nowego pracodawcę. Piłkarz miał w kontrakcie klauzulę o zaledwie 400 tys. euro odstępnego. Inni czołowi zawodnicy są o wiele drożsi. Oni jednak też bez sentymentu opuszczą zdegradowany za kupowanie meczów klub, nawet nie czekając na koniec sezonu.

Reklama

Jedyne, co ich w tej chwili trzyma w Zagłębiu, to wysokie kwoty transferowe, jakie wpisali im w umowy lubińscy działacze. Dochodzą one nawet do 900 tys. euro, jak w przypadku Macieja Iwańskiego. Ale i na to jest sposób, a z pomocą przyjdą im prawdopodobnie... nowe władze KGHM. Od dawna mówi się, że prezesi z nadania PO mają wykładać na piłkę nożną dużo mniejsze pieniądze.

"Jeśli kombinat, który utrzymuje drużynę, przykręci kurek z gotówką, może się zdarzyć, że zawodnicy będą odchodzili za mniejsze kwoty odstępnego, niż jest to określone w ich umowach. Trzeba będzie się po prostu pozbyć najlepiej zarabiających piłkarzy, aby ratować finanse spółki" - podkreślał kilkakrotnie prezes Zagłębia Robert Pietryszyn.

On zejdzie z pokładu "tonącego okrętu" ostatni, bo jak mało kto w Lubinie, mimo karnej degradacji, nadal chce pracować w klubie. Przyszli szefowie KGHM już jednak wydali na niego wyrok. Prezes też nie doczeka końca sezonu.