Jak pan zareagował, kiedy otrzymał powołanie do armii?

Strasznie się przeraziłem. 19-letni chłopak, który akurat zaczynał grać poważnie w piłkę, nie chciał być odcięty od świata. Z perspektywy czasu wspominam jednak swój pobyt w koszarach całkiem miło. Choć nie brakowało złych chwil. W czasach, w których służyłem, dużo się pracowało, a mało spało. Powszechna była też fala.

Reklama

Starsi żołnierze nie odpuścili młodszemu koledze-piłkarzowi?

A skąd, wręcz przeciwnie! Byli zazdrośni o to, że gram w trzecioligowej Kotwicy Kórnik i że dostaję sporo przepustek. Przez to czepiali się mnie na każdym kroku.

W jaki sposób?

Reklama

Gdy wracałem z zajęć wieczorem, kazali mi na przykład szorować kible do drugiej w nocy. Wiedzieli, że następnego dnia muszę wstać o szóstej rano i że będę wyczerpany, ale bawiło ich to.

Pan też potem gnębił młodszych?

Nigdy w życiu. Traktowałem ludzi godnie, tak jak sam chciałbym być traktowany. Niedawno spotkałem gościa z młodszego poboru, który ze mną służył. Przywitał się ze mną, był miły, mówił, że fajnie mu się ze mną pracowało.

Co dał panu pobyt w wojsku?

Reklama

Stałem się twardy psychicznie, poza tym nabrałem nieco dystanu do świata. Nauczyłem się też sprzątać. Przed pójściem w kamasze byłem bałaganiarzem, potem przemieniłem się niemal w pedanta. Powiem panu, że jak patrzę na niektórych rozkapryszonych, młodych ligowców, którzy nie doceniają wartości pieniądza, to dochodzę do jednego wniosku ? jakiś czas w armii dobrze by na nich zadziałał. Nabraliby pokory.

Z tych słów wynika, że jest pan za powszechnym poborem.

Nie, jestem zwolennikiem zawodowej armii, ale też tego, by każdy młody chłopak przeszedł podstawowe, trzymiesięczne szkolenie, w trakcie którego nauczy się chociaż strzelać.

A propos strzelania ? pan był na strzelnicy równie skuteczny jak na boisku?

Tak, w celowaniu do tarczy nie miałem sobie równych. Strzelanie z karabinka zawsze kończyło się w ten sam sposób ? Reiss wygrywał przepustki. Od tamtej pory śmieję się, że właśnie w armii wyrobiłem sobie skuteczność, która przeniosła się potem na boisko.

Jak godził pan służbę z grą w trzeciej lidze?

Przez pierwsze pół roku miałem fajnego dowódcę kompanii. Był kibicem, więc bez problemu dawał mi przepustki na treningi i mecze. Potem odszedł i miałem już więcej kłopotów. Czasem przepuszczałem zajęcia, przez co nieco straciłem formę. Do dziś zastanawiam się czy gdybym nie został powołaby do armii, moja kariera nie potoczyłaby się inaczej, szybciej.

Zdarzyło się panu kombinować, by urwać się na mecz?

Owszem. Kiedyś miałem wyznaczoną wartę w dniu meczu. Dowódca powiedział, że puści mnie jeśli znajdę zastępstwo. To było nierealne ? akurat kumpel z kompanii brał ślub, na który zaprosił wielu kolegów. No więc... zwiałem ze służby na kilka godzin, kryty przez kolegę. Przyjechał do mnie tata i zabrał na stadion.

Oficerowie się zorientowali?

Tak, a wszystko przez to, że... zagrałem bardzo dobrze. Strzeliłem gola i napisały o mnie poniedziałkowe lokalne gazety. Gdy zobaczył to dowódca, zawołał mnie do siebie i spytał: Reiss, jakim cudem zagrałeś w meczu, który był o 16, skoro miałeś wartę do 18? Próbowałem ściemniać, że spotkanie było przełożone z soboty na niedzielę. Facet się tylko uśmiechał słysząc moje farmazony. Byłem przygotowany na naprawdę poważną karę. Na szczęście mój przełożony okazał się fanem piłki i przymknął na całą sprawę oko.

Czyli wojsko to nie tylko fala, ale i miłe sytuacje.

Dokładnie tak. Właśnie o tym wspominałem na początku naszej rozmowy - mimo, że w koszarach straciłem sporo nerwów, to nie żałuję tego czasu. Z chłopca przeobraziłem się w mężczyznę. Jak patrzę na wielu ludzi, którzy we współczesnym świecie borykają się z wieloma problemami i mają myśli samobójcze, to myślę sobie, że armia podziałałaby na nich jak dobry, kojący.