Mówił pan wcześniej, że sprawy związane z nowym kontraktem z Lechem nie pozwalają panu całkowicie skupić się na grze. Teraz, gdy już pan wie, że przedłuży umowę o rok, będzie się grało łatwiej?

Cóż, człowiek przed każdym spotkaniem próbuje się odseparować i zostawić gdzieś za sobą wszystko to, co nie dotyczy bezpośrednio boiska, ale nie zawsze się to udaje. Każda niepewność gdzieś tam jednak siedzi w psychice i trochę przeszkadza. To, że doszliśmy wreszcie do porozumienia na pewno pomoże mi lepiej grać.

Reklama

Umowa jest już podpisana?

Jeszcze nie, podpiszemy ją na pewno na specjalnej konferencji prasowej. Większość szczegółów jest już dogadanych. Zostały tylko pewne rzeczy do dopracowania.

Jedną ze spornych spraw była ta dotycząca pańskiego wizerunku. To był podobno ważny temat -- kto może z niego korzystać i na jakich warunkach. Mówiąc w skrócie: jak twarz Piotra Reissa może wykorzystywać Lech.

Reklama

To rzeczywiście jest szczegół, który nadal wymaga pewnego dopracowania. Ale codziennie spotykamy się z dyrektorem sportowym klubu, zawarliśmy wstępne porozumienie, więc wszystko jest na dobrej drodze. Jestem pewien, że znajdziemy wspólną wizję. Ja przecież całe życie poświęciłem Lechowi i jestem gotów poświęcać mu się także po zakończeniu kariery. Nie ukrywam, że rozmowy na temat przyszłości są dla mnie ważne.

Temat bardzo przypomina ten z reprezentacji Polski. Tam o prawa do swojego wizerunku walczył Maciej Żurawski.

Reklama

Obaj całe życie pracowaliśmy na swój wizerunek i swoje nazwisko, więc jest logiczne, że chcemy mieć też z tego korzyści i satysfakcję. Nie jest to jakaś wielka sprawa, ale jednak ważna.

Lech wypromował kiedyś pana, teraz pan promuje i będzie promował Lecha? Kto komu więcej zawdzięcza?

Nie chcę tego rozpatrywać w tych kategoriach. To wszystko jest przecież ze sobą związane, trudno o jednoznaczną odpowiedź. Powiem tak: nie ma dziś wielu piłkarzy, którzy całą swoją karierę związali z jednym klubem, tak jak ja. Dlatego myślę, że jestem jedną z osób, które mogą teraz najskuteczniej promować Lecha.

Czuje pan satysfakcję, widząc swoją twarz na dużych billboardach w centrum Poznania?

Na pewno. To plakaty i reklamy to efekt mojej współpracy z Warką, jestem twarzą tej firmy. Ale Lecha też promujemy.

W sobotę będzie pan mógł najlepiej wypromować poznański klub pomagając wygrać przy Łazienkowskiej z Legią.

Lech nie może przegrać w Warszawie, jeśli chce awansować do Pucharu UEFA. Ale mam dobre przeczucia, bo jesteśmy naprawdę silni, także psychicznie. Wcześniej wiele razy bywało tak, że jechaliśmy tam, przez wielu będąc skazywanymi na porażkę. Teraz większość ekspertów jest zdania, że szanse są wyrównane.

Szanse Lech wzrosną, jeśli pan zagra. Zazwyczaj jubileuszowe mecze dobrze panu wychodziły, a to będzie pana trzysetny mecz w ekstraklasie.

Będzie, jeśli zagram, a to wcale nie jest pewne. Fajnie byłoby właśnie w Warszawie zaliczyć ten jubileusz, a najlepiej uczcić go jeszcze bramką i zwycięstwem. By jednak tak się stało, bym coś strzelił, muszę najpierw wyjść na boisko. Jeśli trener mi zaufa, jestem gotowy wykorzystać szansę.

Przeczuwa pan, że znajdzie się w rezerwie? W takim meczu?

Skład zawsze jest niewiadomą. Może się zdarzyć, że usiądę na ławce.

Który mecz przy Łazienkowskiej wspomina pan najbardziej?

Jestem lechitą, a dla każdego lechity wszystkie mecze z Legią są tym, czym dla Barcelony wyjazd do Madrytu na mecz z Realem. Przypominam sobie jednak, jak 13 lat temu wygraliśmy w Warszawie 1:0, a ja asystowałem przy bramce Jacka Dembińskiego. Trudno też zapomnieć nie tak dawną porażkę 0:1 w finale Pucharu Polski, która jednak dała nam ostateczny triumf i wielką radość. Teraz też mamy szansę na to, by cieszyć się po meczu.