"Jestem już starszym zawodnikiem, ale mimo to w ciągu ostatnich miesięcy nauczyłem się bardzo dużo nowych rzeczy. Dowiedziałem się, co mam robić, by dalej być w dobrej formie. Wiem, co robić, by mimo swojego wieku skakać jeszcze lepiej. Zyskałem cenne doświadczenia, nabiorę motywacji i do następnego sezonu przystąpię z jeszcze większym optymizmem" - obiecuje "Faktowi" Małysz.

Reklama

"Kibice mogą być spokojni o moją przyszłość" - dodaje, puszczając oko, najlepszy z naszych skoczków narciarskich.

Optymizm Małysza jest zadziwiający. Nie stracił dobrego humoru, choć w Oberstdorfie przeżył kolejny w tym sezonie zawód. Po zaskakująco dobrym występie pierwszego dnia mistrzostw zapowiadał atak na podium. Zamiast tego po każdym sobotnim skoku obsuwał się w klasyfikacji. Zakończył zawody na 9. miejscu, co i tak jest jego najlepszym wynikiem w historii występów w mistrzostwach świata w lotach.

Tytuł zdobył debiutujący w tej imprezie Austriak Gregor Schlierenzauer. "Jakiś niedosyt jest. Można było skończyć dużo lepiej. Dzisiaj latałem ekstremalnie, sakramencko - jak mówimy w górach - nisko. Ten ostatni skok był wyżyłowany, robiłem, co mogłem, żeby jeszcze polecieć. Po pierwszych dwóch sobotnich skokach Hannu Lepistoe mówił, że technicznie były dobre, ale czegoś im zabrakło. A ja wiem, czego. Świeżości. Coś na progu nie czułem się tak dobrze jak w piątek" - analizował Małysz.

Niektórzy z zawodników, by oszczędzać siły na drugą część zawodów, zrezygnowali z udziału w serii próbnej. "Też się nad tym zastanawiałem, ale Hannu powiedział, że nie jestem w aż takiej świetnej formie, by odpuszczać skoki. Jego zdaniem muszę cały czas coś robić i dobrze byłoby skoczyć treningowo. Mimo że nie był daleki, ten skok nie wprowadził niepokoju. Może można było odpuścić serię próbną, ale teraz to można tylko gdybać" - kończy "Orzeł z Wisły".