Nie denerwuje pana te ciągłe wypominanie, że zmarnował pan miniony rok?
Już się przyzwyczaiłem. Jak grałem super, wszyscy klepali mnie po plecach, miałem wielu przyjaciół. Teraz jest ich trochę mniej. Dla mnie to zrozumiałe. Zawsze trzeba znaleźć sobie kogoś, z kim można "pojechać". No, ale co ja mogę zrobić? Przecież nie pójdę z dziennikarzami na wojnę. Trzeba nauczyć się żyć z krytyką. Gdybym się nie nauczył, to uprawianie tego sportu byłoby dla mnie katorgą.

Reklama

Dużo brakuje dzisiejszemu Matusiakowi do tego Matusiaka sprzed 1,5 roku?
Sporo. Przede wszystkim błysku. Kiedyś potrafiłem jedną akcją rozstrzygnąć mecz. Staram się, aby to wróciło, ale kiedy wróci? Nie wiem. Wiem tylko, że na pewno wróci.

Przygasł pan trochę. Przed wyjazdem do Włoch był pan nieco weselszy - z chęcią opowiadał o winach, grze na giełdzie...
Eee tam, nie sądzę, abym się zmienił. Opowiadałem ciekawostki, bo byłem na pierwszym planie, więc wielu dziennikarzy ciągnęło mnie za język. Nigdy bym nie podszedł do dziennikarza i powiedział tak sam z siebie: "słuchaj, być może cię to zainteresuje - jestem koneserem win". Teraz może mnie pan ciągnąć za język, ale ja i tak zbyt wiele na tematy pozapiłkarskie nie powiem. Chcę się skupić na futbolu. Jak poprawię formę, to może przyjdzie czas na jakieś opowieści dziwnej treści.

Wyjazd za granicę nauczył pana pokory?
Nauczył przede wszystkim tego, że nikt nic nie dostaje za darmo. A w szczególności Polak. Traktuje się nas trochę z przymrużeniem oka. Hiszpan, Argentyńczyk, czy Brazylijczyk to jest gość. Polak, aby stał się "gościem" w zagranicznym klubie, musi co nieco przeżyć, trochę potrenować i trochę się nasłuchać. Nie mamy wielkiego autorytetu za granicą. Być może Leo Beenhakker sprawi, że zaczną nas naprawdę szanować. Swoją postawą na mistrzostwach pokażemy, że jesteśmy narodem silnym i mądrym.

Reklama

Beenhakker jednak nie jest nieomylny. Poradził panu, aby przeszedł do Heerenveen, ale to chyba nie był dobry wybór.
Nadal uważam, że Beenhakker się nie pomylił w tej kwestii. Upieram się, że Heerenvenn to był dla mnie dobry krok. Alves jest napastnikiem, którego każdemu byłoby ciężko wygryźć ze składu. Czy byłbym to ja, czy inny, lepszy ode mnie napastnik. W Holandii jednak zagrałem w kilku spotkaniach. Oczywiście to nie było to, o czym marzyłem, ale i tak było lepiej niż we Włoszech.

Jak się zapytam, czy pan żałuje, to pewnie usłyszę, że nie.
Oczywiście.

Nie wierzę...
Żałuję tylko, że od razu pojechałem do Włoch. Ostrzegano mnie, ale ja nie słuchałem. Gdybym pojechał do Anglii, może byłoby inaczej. Ale i gdybym w ogóle nie wyjechał, to bym też żałował, że nie spróbowałem. A tak poznałem, zobaczyłem, zwiedziłem. Teraz jest szansa coś zwojować w Polsce. Żałuję jeszcze jednego - tej sytuacji, przez którą nie udało mi się trafić z powrotem do Bełchatowa. To było dla mnie żenujące.

Reklama

Polscy trenerzy mają jakąś słabość do pana. Maciej Skorża mówi wprost, że jest pan bez formy, a mimo to zamierza pana wystawiać w każdym meczu.
Bardzo mi ufa, nie zaprzeczam. Myślę, że między nami jest taka niepisana umowa - najpierw on pomaga mi, a potem ja pomagam jemu.

Beenhakker też stawia na pana, mimo że kilku napastników jest w lepszej formie niż Matusiak. Nie powołano pana trochę na wyrost?
Ostatnio zawsze jak się mnie powołuje do kadry, to są jakieś "ale". W ostatnim meczu nie strzeliłem gola i znów jest wrzawa. Nie wiem, czy Beenhakker ma słabość do mnie. Wiem tylko, że mnie lubi.

Jak Beenhakker przywitał pana na tym zgrupowaniu?
Jak zwykle. Zawsze jest z nim przyjemnie. Nawet jak ktoś jest w słabszej formie, to trener ci tego nie wypomina, nawet nie wysyła ci znaków, że coś z tobą jest nie tak.

Jest wielu piłkarzy, którzy daliby się pociąć, byle pojechać na Euro. Pan sprawia wrażenie, że ani to pana ziębi, ani grzeje.
Ja też chcę jechać, oczywiście. Kto by nie chciał? Po to między innymi wróciłem do Polski, zgodziłem się na obniżkę zarobków. Staram się jak mogę. Trenuję indywidualnie, ale jeżeli w maju nie będę w formie i nie pojadę na Euro, to co - mam się powiesić? Ani głośno nie marzę o wyjeździe, ani głośno nie będę płakał, gdy nie pojadę.