Sześć tygodni bez treningów i gry to dla 22-letniego chłopaka wieczność. Nie zanudził się pan w tym czasie na śmierć?
Pewnie powinienem powiedzieć, że tak, ale zaskoczę pana – nie, bo miałem dwa więcej pracy niż wtedy, gdy byłem zdrowy.
Jakim cudem?
U mnie to jest tak, jak już pauzuję to chodzę często na siłownię, pracuje nad masą mięśniową i tak dalej. To że mam rozwaloną nogę nie znaczy, że mam siedzieć z założonymi rękami i narzekać na swój los. Ja tak nie umiem.
Miał pan naciągnięty mięsień dwugłowy. To nie jest kontuzja, przez którą nie gra się aż 2,5 miesiąca. Skąd ta długa przerwa? Zawinili lekarze Borussii?
Ma pan rację, nie powinienem pauzować aż tyle czasu. Ktoś w klubie nie popisał się przy mojej rehabilitacji, ale nie chcę już nic więcej na ten temat mówić.
Może zamiast niemieckich lekarzy trzeba było poradzić się doktora Jerzego Wielkoszyńskiego? To znakomity fizjolog, który pomagał panu kilka lat temu po odniesieniu kontuzji w meczu z Panathinaikosem Ateny.
Ależ ja rozmawiałem z profesorem! Zawsze omawiam z nim swoje urazy, ufam mu jak nikomu innemu. Tyle że w Borussii kazano mi wykonywać zupełnie inne ćwiczenia od tych, które zaproponował Wielkoszyński. Co miałem zrobić? Przecież nie mogłem przeciwstawić się swoim pracodawcom.
Czyli nasza myśl medyczna prześciga niemiecką. Wielkoszyński okazał się mądrzejszy od lekarzy Borussii.
No, z tej strony na to nie patrzyłem, ale fakt, ma pan rację.
Jaka atmosfera panuje obecnie w Borussii? Chyba nie najlepsza skoro klub zajmuje jedenaste miejsce w lidze i ma małe szanse na awans do Pucharu UEFA.
Pudło, wszyscy są w dobrych humorach. Dlaczego? Bo awansowaliśmy do półfinału Pucharu Niemiec. A stąd już tylko mały kroczek do wywalczenia europejskiej kwalifikacji. Oj, pan redaktor nie przygotował się do rozmowy.
Pytanie czy Jakub Błaszczykowski pomoże klubowi w zdobyciu Pucharu Niemiec, czy też będzie w najbliższym czasie siedział na ławce.
Wierzę, że po kontuzji zacznę regularnie grać. Florian Kringe i Marc Kruska, którzy mogą występować na mojej pozycji, to dobrzy piłkarze, ale nie wirtuozi. Jestem w stanie wygryźć ich ze składu.
Jak ocenia pan swój pobyt w Niemczech? Kicker typował pana na jedną z gwiazd Bundesligi, runda jesienna pokazała, że chyba trochę na wyrost.
Jestem zadowolony z tego, co dotychczas pokazałem. Ja wiem, że ludzie spodziewali się po mnie więcej. W sparingach strzelałem gole, zaliczałem mnóstwo asyst, więc każdy myślał, że w lidze będzie podobnie. Dziennikarze Kickera uznali mnie za drugi najlepszy zakup lata, po Franku Riberym. Myśleli, że będę niemal polskim Leo Messim. Tymczasem rywale zaczęli zwracać na mnie podwójną uwagę. Miałem ciężko. Ale dawałem sobie radę. Grałem nieźle. A wiosną będę już grał bardzo dobrze. Zaspokoję oczekiwania fanów.
I Leo Beenhakkera? Jeśli nie wróci pan do wysokiej formy, może stracić miejsce w kadrze na rzecz Wojciecha Łobodzińskiego.
To się nie zdarzy. Znam swoją wartość. Wiem, że jestem dobry. Na tyle, by występować w pierwszym składzie reprezentacji. Nie usiądę na ławce. Podejmę rywalizację z Wojtkiem i wygram ją.