Polce nie udało się pokonać poprzeczki na wysokości 4,75 m. A taki rezultat dawał złoto. Wygrała Rosjanka Jelena Isinbajewa przed Amerykanką Jennifer Stuczynski - obie miały po 4,75.

"Walka o medale toczyła się na dużej wysokości. Cieszę się z sukcesu i już myślę o igrzyskach olimpijskich w Pekinie. Tam też chciałabym stanąć na podium. Czeka mnie jeszcze sporo pracy, by to osiągnąć: - przyznała Pyrek w rozmowie z "Faktem".

Przed zawodami Polka marzyła o pobiciu halowego rekordu Polski (4,76) oraz pokonaniu Isinbajewej. Nie udało się ani jedno, ani drugie. Ale Pyrek mogła być zadowolona, bo na podium halowych mistrzostw świata poprzednio stała pięć lat temu. Wtedy też wywalczyła brąz.

"Tym razem chciałam włączyć się do walki o pierwsze miejsce. I można było to zrobić!" - ocenia Pyrek. "Przy 4,75 nie oddałam tak dobrych skoków, jak mogłam. Chciałam dołożyć kilka centymetrów, były do tego warunki, forma też... Tylko przy pierwszej próbie trochę przeszkadzał mi hałas, bo trwał finał biegu na 1500 metrów i cała hala dopingowała Hiszpana. Nie czułam rytmu rozbiegu."

Latem Monika zamierza skakać na dłuższej tyczce (obecnie ma 4,45 m), co powinno dać lepsze wyniki. "Walka o złoty medal olimpijski będzie się toczyć na poziomie 4,85-4,90metra i zamierzam się do niej włączyć" - twierdzi Pyrek. "A teraz jadę do Gdyni, do mamy, bo nie widziałam jej od świąt. Niestety, minę się z tatą. Jest marynarzem i wypłynął już w morze. Za to brat był w Walencji i mi kibicował. Potem wracam do Szczecina, gdzie kręcimy teledysk do piosenki, którą nagrałam z Marią Sadowską."

Druga z Polek, Anna Rogowska, zajęła w Walencji szóste miejsce (4,55).