W niedzielę Skoda pokonała po wspaniałej grze 3:2 Panathinaikos Ateny. Bohatetem wieczoru był autor hat-tricka, Polak z kanadyjskim paszportem Tomasz Radziński. Ale i Grzelak zaprezentował się z niezłej strony - asystował przy jednej z bramek, greckie gazety uznały go drugim najlepszym piłkarzem w zespole. Mimo wielu pochwał, Rafał zapewnia, że nie czuje się wielką gwiazdą. "Mam już 26 lat, a to nie jest wiek, w którym człowiekowi odbija sodówka. Po paru dobrych meczach nie będę patrzył w lustro i myślał: Grzelak, z ciebie to jest niesamowity piłkarz" przekonuje pomocnik Skody.
Dojrzałemu i spokojnemu Grzelakowi nie przeszkadza więc fakt, że żyje w malutkim miasteczku. "Xanthi to nie jest miejsce, w którym można się jakoś strasznie zabawić. W mieście jest jeden klub, więc jak człowiek do niego pójdzie to od razu trąbi o tym cała okolica. Trochę czuję się jakbym mieszkał w Grodzisku Wielkopolskim i grał w Groclinie. Ja lubię spokój, więc nie narzekam na warunki w jakich przyszło mi żyć. Choć na pewno pobyt w Skodzie traktuję tylko jako przystanek w karierze. Moje ambicje sięgają gry w lepszym klubie" - zapewnia.
Nie wie jednak, czy przejdzie kiedyś do Panathinaikosu? "Na razie mój kontakt z tym klubem ograniczył się do tego, że go pokonaliśmy i pomogliśmy Arkowi Malarzowi w powrocie do składu. Może po tym, jak Mario Galinovic wpuścił trzy gole, trener ateńczyków znów zacznie stawiać na Polaka?" - uśmiecha się Grzelak. "A poważnie, to nie myślę na razie nad transferem. Cieszę się z gry w Xanthi i z tego, że odzyskałem wolność" - mówi Rafał.
Chodzi mu o to, że od jesieni nie jest już piłkarzem Antoniego Ptaka. Według Grzelaka znany biznesmen nie kierował jego karierą zbyt dobrze. "Przez tego człowieka kilka lat temu straciłem możliwość przejścia do paru fajnych zagranicznych klubów. Ptak żądał za mnie kwot z kosmosu. A to trzy miliony marek, a to milion euro. Któż normalny zapłaciłby tyle za młodego polskiego piłkarza?" - użala się pomocnik Skody.
Ptak to jedyna osoba na jaką narzeka podczas rozmowy Grzelak. Polak nie ma za to pretensji do Leo Beenhakkera, który od trzynastu miesięcy nie powołuje go do kadry. "Wystąpiłem w reprezentacji raptem dwukrotnie, nie mogę więc marudzić, że przestano mnie zapraszać na zgrupowania. Nie siedzę w domu i nie myślę: do diabła, ja jestem taki gość, a selekcjoner mnie nie dostrzega. Nie lubię robić wokół siebie greckiej tragedii" - podsumowuje piłkarz.