>>>Mało nie pogruchotali mu kości

Komarnicki oficjalnie nie chce się przyznać do tej sumy. Mówi, że zapłacił Gollobowi 1,5 mln zł. Jednak z bardzo wiarygodnego źródła wiemy, że krajowy lider dostał w tym roku o 300 tys. więcej niż mówi działacz. Do tego doszła umowa sponsorska z firmą Sopro na sumę 250 tys. zł. Łącznie Gollob zarobił więc 2 mln 50 tys. zł. W dodatku całą kasę otrzymał jeszcze przed końcem kwietnia. Klub wziął na ten cel kredyt z banku, ale do dziś nikt nie żałuje tej inwestycji.

Reklama

"Gollob w Gorzowie to same korzyści. To jest człowiek, z którym utożsamiają się kibice. Nasz mistrz to nie Nicki Pedersen, który po zawodach kasuje swoją działkę i wraca do domu" - przekonuje "Fakt" jeden ze sponsorów.

>>>Gollob prezentuje cyrkowe sztuczki

Komarnicki dodaje, że Gollob jest duszą towarzystwa. "Chętnie i bezinteresownie pomaga innym. Przy tym jest bardzo zaangażowany. I robi nam dobrą reklamę. Ileż to już raz powiedział, że tor w Gorzowie pomógł mu wrócić do światowej czołówki" - prezes wylicza zalety pozyskania zawodnika.

Stal już przymierza się do przedłużenia kontraktu z Gollobem, na tych samych warunkach co dotychczas. W Gorzowie boją się tylko tego, że szyki może im pomieszać Marta Półtorak, prezes Marmy Rzeszów. Rok temu Stal i Marma stoczyły pasjonujący bój o Golloba. Miliony fruwały w powietrzu, w końcu pani prezes Półtorak powiedziała pas krytykując Komarnickiego za to, że wziął kredyt na podpisanie kontraktu. W odpowiedzi usłyszała: a kto bogatemu zabroni? Prezes Stali oczywiście ironizował. "Przypomniałem tylko to co pani Marta mówiła tym, z którymi wygrywała licytację o zawodnika" - przyznał.

Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują na to, że teraz ponownie dojdzie do wielkiego starcia o Golloba. "Za wcześnie o tym mówić" - asekuruje się prezes Marmy. "Na pewno chcemy mieć dobrego lidera i na pewno zwiększamy budżet. Na dziś więcej konkretów nie ma. Wpierw musimy wygrać drugi mecz z Unią Tarnów, a później jeszcze baraż o utrzymanie. Jak to zrobimy wówczas zaczniemy myśleć o transferach. O Gollobie także, bo to w końcu znakomita marka" - mówi.

Wychodzi więc na to, że za Golloba warto dać każde pieniądze. A swoją drogą suma, jaką zarobił w tym roku nie jest szczególnie wielka. Trzeba wszak pamiętać, że z wynegocjowanych środków zawodnik musi utrzymać swój team, a także opłacić koszty przejazdów oraz inwestycje sprzętowe. Kupno jednego silnika GM-a to koszt rzędu 15 tys. zł. Zawodnicy mówią, że czasami trzeba nabyć dziesięć i więcej silników, by trafić na ten jeden jedyny. Do tego dochodzą opłaty dla tunerów. Jeśli odliczy się koszty własne Gollowi zostaje około miliona złotych. Porównując ten zysk z zarobkami piłkarzy wychodzi na to, że „Profesor” dostaje przeciętne, jak na sportowca, wynagrodzenie. A przecież gwarantuje usługi najwyższej klasy. Oczywiście dorobi trochę grosza na startach w lidze szwedzkiej (Vastervik) i w Grand Prix. Chociaż w tym ostatnim przypadku zyskuje raczej splendor niż zarabia. W tym roku zajmuje czwarte miejsce po dziewięciu rundach, a nie zarobił nawet 150 tys. zł. Medal mistrzostw świata ma jednak dla Golloba szczególną wartość. Największą złoty. W tym roku już stracił szansę na to, by na koniec cyklu stanąć na najwyższym stopniu podium, ale za rok pewnie podejmie kolejną próbę. I jeśli Stal da mu 2 miliony to weźmie taką kasę w ciemno. Chyba, że Marma da mu więcej. "A ja was zapewniam, że Tomkowi nigdzie nie będzia tak dobrze, jak w Gorzowie" - kwituje całą historię Komarnicki.