Talizmany przynoszą mu szczęście - ekscytuje się "Fakt". I łączy dwie malutkie skarpetki, które Hołowczyc trzyma w kieszeni, z jego rewelacyjnym wynikiem w Rajdzie Dakar. Po siedmiu etapach Polak był na 6. miejscu.
To nie tajemnica, że sportowcy są przesądni. Hołowczyc widząc czarnego kota przebiegającego trasę zatrzyma się i poczeka, aż ktoś przejedzie przed nim. Choć oczywiście nie robi tego na rajdzie, gdy liczą się sekundy - zauważa "Fakt".
"Najważniejsze są dla mnie te skarpetki" - mówi kierowca Orlen Teamu, wyciągając je z kieszeni. "Najpierw była jedna. Noszę ją w kombinezonie od ponad dwudziestu lat. Przypomina mi, że dobrze byłoby wrócić do domu. Zakładała ją moja pierwsza córka Karolina. Parę razy zdarzyło się, że zapomniałem zabrać na rajd skarpetkę i moi przyjaciele musieli szybko gnać po nie, bo inaczej bym nie wystartował!" - zwierza się Hołowczyc
"Tosia kilka dni temu skończyła dziewięć miesięcy. Jest taka słodziutka. Tęsknię za rodziną, bo to dla mnie największa wartość. Myślę o żonie i córkach często, ale... nie zdejmuję nogi z gazu. Tego nie mogę robić" - podkreśla rajdowiec, który dochował się aż trzech córek.
W Rajdzie Dakar polski kierowca nie zwalnia. Po siedmiu etapach w klasyfikacji generalnej byli przed nim tylko kierowcy teamów fabrycznych Volkswagena i Mitsubishi, jadący samochodami z silnikami diesla – bardziej wydajnymi od benzynowych, oraz Hummer mający silnik o pojemności 5,7 litra.
"Przeżywamy z moim pilotem Jeanem-Markiem Fortinem kawał przygody. Nie spodziewaliśmy się, że w połowie rajdu będziemy na szóstym miejscu, to jest po prostu szaleństwo" - mówił w sobotę, w dniu przerwy, Hołowczyc.