Kasprzik trafił do aresztu za pobicie. "Pewnego razu mój kolega zwinął mi telefon komórkowy. To nie był pierwszy taki numer wykręcony przez tego chłopaka, dlatego ja i moi kumple nieźle się wkurzyliśmy" - wspomina bramkarz. "Zostaliśmy oskarżeni o pobicie. Wszyscy trafiliśmy do aresztu śledczego w Gliwicach. Uderzyłem go tylko raz. Poniosła mnie młodzieńcza fantazja" - dodaje.
Za kratkami Kasprzik radził sobie bardzo dobrze. Wiedział, że musi być twardzielem. "Nie miałem taryfy ulgowej ze względu na grę w futbol. Grypsowałem, bo tam trzeba trzymać się zasad" - przyznaje szczerze bramkarz Piasta.
Kiedy tylko mógł - ćwiczył. To w areszcie wyleczył kontuzję więzadeł w kolanie. "Nie miałem profesjonalnego rehabilitanta, więc ćwiczyłem sam. Na początku zginałem i prostowałem w nieskończoność nogę. Potem obciążałem ją, przywiązując sobie do kończyny dwulitrowe butelki mleka i wody" - opowiada.
Po wyjściu z aresztu Kasprzik trafił do piątoligowej Przyszłości Chociowice, a stamtąd do Piasta. Teraz interesują się nim takie kluby jak Wisła czy Lech. "Udało mi się podnieść z kolan. Pokazałem ludziom, że pójście za kraty nie musi być końcem świata" - cieszy się piłkarz.