Kilka tygodni temu prezydent UEFA Michel Platini powiedział, że nie będzie już "sukcesu na kredyt" - kluby takie jak Real, które zadłużają się w bankach po to tylko, aby skupować najlepszych piłkarzy, będą musiały zmienić swoją politykę. Niedługo potem komitet wykonawczy UEFA ratyfikował dokument o nazwie "Finansowe fair play", który mówi m.in., że kluby nie będą mogły żyć z milionowych kredytów i wydawać na płace dla piłkarzy więcej niż 60 proc. swoich dochodów (w Polsce średnia wynosi aż 72 proc.). Kto przekroczy ten próg, może być wykluczony z europejskich pucharów.

Reklama

Tym razem Komisja Europejska poparła plan Platiniego. Wcześniejsze pomysły piłkarskiej centrali (np. zakaz transferów piłkarzy do lat 18) były przez polityków torpedowane jako niezgodne z europejskim prawem. "Dostrzegam w końcu pewną odwilż w stosunkach między UEFA a UE" - zauważa Ryszard Czarnecki, członek grupy Friends of Football w Parlamencie Europejskim. "Bruksela zaczęła mocno interesować się sportem. To efekt silnego lobby zorganizowanego przez Platiniego, który ma tu swojego attache. Francuz cieszy się wielką estymą, postrzegany jest jako człowiek wrażliwy społecznie. W Parlamencie Europejskim był witany owacyjnie w przeciwieństwie do swojego poprzednika Lennarta Johanssona".

Platini dodatkowo zabezpieczył się, mianując koordynatorem nowego projektu byłego premiera Belgii Jeana-Luca Dehaene’a. Efekt tego taki, że kilka dni temu Jan Figel, komisarz UE ds. edukacji, szkoleń, kultury i młodzieży, oficjalnie poparł "Finansowe fair play" (w poniedziałek Figela zastąpił Marosz Szefczovicz, ale on też ciepło wypowiada się o pomyśle UEFA). Tym razem więc piłkarskie firmy, które są potężne dzięki absurdalnie dużym wydatkom na najlepszych piłkarzy, nie będą w stanie przeciwstawić się finansowej reformie.

A jest co reformować. Sekretarz generalny UEFA David Taylor przedstawił alarmujący raport na temat kondycji finansowej europejskich klubów. Wynika z niego, że w 2008 r. około 50 proc. z nich straciło pieniądze przez globalny kryzys ekonomiczny, a 24 proc. miało długi. W tym roku ma być jeszcze gorzej. "Najwięcej tracą Anglicy" - zauważył Taylor. Jednak jeśli chodzi o liczbę klubów, które mają straty, polska liga jest niestety w czołówce rankingu. Zajmuje czwarte miejsce, tuż za czeską, ukraińską i rumuńską. A pod uwagę wzięto aż 53 europejskie federacje.

Reklama

czytaj dalej



"Na razie nie ma jednak powodów do paniki" - uspokaja Marcin Stefański z Ekstraklasy SA. "Wprawdzie nasze kluby mają długi, ale można powiedzieć, że są to długi innego rodzaju niż te Realu Madryt. Takie drużyny jak Legia czy Wisła Kraków mają zaległości wobec swoich właścicieli. Real z kolei wobec komercyjnych banków. Zaległości naszych klubów powinny się z roku na rok zmniejszać. Powstaną nowe stadiony, koniunktura się poprawi. Wykluczaniem z europejskich rozgrywek nie powinniśmy się martwić".

Reklama

Czy martwić powinien się choćby Real, który w poniedziałek ogłosił, że ma ponad 320 mln euro długu? Prezes Królewskich Florentino Perez jest pewien, że za rok dług zmniejszy się do około… 200 mln euro. Co jeśli nie zdąży do 2012 r. z jego redukcją? "Nie jestem przeciwko liberalizmowi, ale za zdrowym rozsądkiem. Będziemy karać nierozsądne kluby" - oznajmił Platini.

"Francuz toczy wojnę, która będzie trwać lata, ale wreszcie ma bardzo silnego sojusznika - polityków. I pewnie wygra" - cieszy się Ryszard Czarnecki.