Pojedynek przez wielu ekspertów był określany jako "walka roku" i kibice nie mogli być zawiedzeni. Z obu stron padały mocne, celne ciosy.
To była 24. walka Joshuy w profesjonalnym boksie. Ma na koncie jedną przegraną - z czerwca z Ruizem. W sobotę widać było, że podszedł do walki ambicjonalnie i nie zależało mu na tym, by znokautować rywala, ale by zwyciężyć.
"Chciałem pokazać, że jestem w stanie też mądrze walczyć. Kiedyś chodziło mi wyłącznie o to, żeby rywala jak najszybciej położyć na deskach. W tej walce udowodniłem, że umiem też boksować. Jestem nadal głodny sukcesów i pozostanę skromny. Dziękuję Andy tobie i twojej rodzinie" - powiedział po walce 30-letni Brytyjczyk.
Pierwszy pojedynek odbył się w Nowym Jorku, w słynnej hali Madison Square Garden. Na miejsce powtórki wybrano - nie bez kontrowersji - Ad-Dirijję, na przedmieściach stolicy Arabii Saudyjskiej Rijadu. Na trybunach specjalnie na tę okazję zbudowanej hali zasiadło 15 tysięcy widzów. Bilety na "Bitwę na wydmach" - jak określany jest pierwszy w historii pojedynek o tytuł w wadze ciężkiej na Bliskim Wschodzie - kosztowały od 500 do nawet... 50 tys. złotych.
Gigantyczne są też gaże, które wyniosły 70 mln dolarów dla Joshuy i 10 mln dla Ruiza.