Wiadomość podana w czwartek przez dziennik "Marca": "Po wyścigu w Brazylii Fernando Alonso zostanie zwolniony z teamu McLaren-Mercedes". Według hiszpańskich dziennikarzy, nie ma już wątpliwości, że ich rodak wróci do Renault, które opuścił rok temu. "Marca” ujawnia też szczegóły decyzji: "Szefowie Mercedesa, który ma 40 procent udziałów w zespole, spotkali się w Niemczech. Uzgodnili, że dla dobra koncernu Alonso powinien odejść. Główny powód to złe relacje z kolegą z zespołu, Lewisem Hamiltonem i szefem Ronem Dennisem".

Reklama

Sytuacja w McLarenie jest tak napięta, że podczas całego weekendu Grand Prix w boksie zespołu będzie obserwator FIA. "Jestem pewien, że zostanę potraktowany fair. Mój samochód będzie tak samo mocny, jak Lewisa" - uspokaja swoich fanów Alonso.

W walce o tytuł liczy się trzech kierowców. Liderem klasyfikacji jest Hamilton (107 punktów), drugie miejsce zajmuje Alonso (103), trzecie Kimi Raikkonen z Ferrari (100). Ostatni raz tak zacięta walka o mistrzostwo F1 toczyła się w 1986 r. Losy tytułu decydowały się w Adelajdzie. Jak Hamilton i Alonso dziś, wtedy dominowali Nigel Mansell i Nelson Piquet. Prowadzili najmocniejsze samochody w stawce (Williams-Honda). Prost reprezentował McLarena. Francuz musiał wygrać, żeby zostać mistrzem. "Nigell mógł kalkulować, ja walczyłem na całego, jakby stawką było moje życie" - wspomina.

Mansell nie ukończył wyścigu. W końcówce Piquet zjechał do boksu na zmianę opon. Liderem został Prost. Od dawna komputer w jego bolidzie wskazywał niski poziom paliwa. Francuz postawił wszystko na jedną kartę, czyli... zignorował tę informację. "Miałem nadzieję, że komputer się myli" - opowiada.

Reklama

Okazało się, że to Prost miał rację. Wygrał i wyścig, i tytuł. Po 16. wyścigach sezonu miał 72 punkty. Mansell 70, Piquet 69. "Ta porażka boli nawet 21 lat później" - mówi Mansell, który swoje mistrzostwo zdobył dopiero 6 lat później - pisze DZIENNIK.

Hamilton nie chce czekać na tytuł. Chce wykorzystać szansę tu i teraz. Zostać pierwszym debiutantem, który zdobył mistrzostwo świata F1. "Traktuję ten wyścig jak każdy inny, mam wygrać i już" - twierdzi Brytyjczyk. "Gdzieś w głowie siedzi mi myśl, że mogę zostać mistrzem, ale przede wszystkim liczy się to jedno, jedyne zwycięstwo" - przekonuje.

Hamilton chce wygrać w Sao Paulo z jeszcze jednego powodu. Jego idolem był Ayrton Senna. Brazylijczyk zginął w 1994 r w wyścigu na Imoli. Pochowany jest w Sao Paulo. "Zawsze byłem wpatrzony w Sennę, był moim bohaterem" - mówi Hamilton. "Nie lubiłem okazywać emocji przed moim ojciec, dlatego kiedy dowiedziałem się, że Senna nie żyje, schowałem się i płakałem. Uwielbiałem sposób, w jaki prowadził samochód, jego pewność siebie i żelazne nerwy. Mam książki o nim i kasety z jego wyścigami. Jestem dumny, że tak jak on prowadzę bolid McLarena" - opowiada Brytyjczyk.

Reklama

Ciśnienie przed wyścigiem na Interlagos jest ogromne. I to może być szansa dla tego trzeciego - Raikkonena. Fin to człowiek, którego nic nie jest w stanie wyprowadzić z równowagi. Jego chłodne podejście do wyścigów przyda się w tak emocjonującej rozgrywce. "Nie jestem faworytem, ale po wyścigu w Chinach widać, że w tym sporcie wszystko może się wydarzyć. Zrobię wszystko, żeby wygrać w Brazylii. Niezależnie od tego, czy to zwycięstwo da mi mistrzostwo, czy nie" - zapowiada Raikkonen.

Grand Prix Brazylii odbędzie się w sobotę o godzinie 18.00 polskiego czasu.