Brak żwirowych pułapek, wyasfaltowanych poboczy, przed zakrętem numer 12 nad trasą wisi... sygnalizacja świetlna. Tak wygląda Valencia Street Circuit. To nowy tor. Nigdy wcześniej nie odbywały się na nim wyścigi Formuły 1. W niedzielę najszybsi kierowcy świata wystartują w wyścigu o Grand Prix Europy.
Impreza ta rozgrywana była w ostatnich latach na niemieckim obiekcie Nurburgring, a tym razem po raz pierwszy odbędzie się na ulicznym torze w Walencji. Grand Prix Europy przeniesiono z Niemiec do Hiszpanii ze względu na ogromne zainteresowanie F1 w tym kraju. Spowodowały to sukcesy Fernando Alonso.
Hiszpan nie ma szans na mistrzostwo świata. Ciągle za to liczy się Kubica, choć po ostatnim wyścigu - Grand Prix Węgier - w którym zajął 8. miejsce, spadł na czwarte miejsce w klasyfikacji generalnej. Tym razem ma być lepiej niż na Hungaroringu.
"Patrzę z dużym optymizmem na start w Walencji, bo bardzo lubię ścigać się na torach ulicznych, które są zazwyczaj nierówne i przez to bardzo wymagające. Tutaj właściwie każdy błąd kończy się tym, że wpadasz na barierę ochronną, dlatego trzeba być cały czas bardzo skoncentrowanym. Bardzo ważny jest spacer po torze przed pierwszym wyjazdem, by mieć pogląd na nawierzchnię i układ trasy" - mówi Kubica "Faktowi".
Polak wczoraj przeszedł się po torze, a dziś wyjedzie na pierwsze treningi. Z radością wrócił do ścigania. Przez trzy tygodnie, bo tyle minęło od ostatniego wyścigu, nie było żadnych testów i trochę się nudził.
"Odpoczywałem, grałem w kręgle i jeździłem kartingiem" - odparł Kubica pytany o to, co robił w tym czasie. Teraz czas wracać do pracy.