"Nie jest miło oglądać Polaka mijającego metę na ostatnim miejscu" - mówi „Dziennikowi” Krzysztof Hołowczyc. "Bardzo to przeżyłem. Ale z drugiej strony wiem, że takie są sporty motorowe. Są chwile, kiedy kierowca, obojętnie czy rajdowy, czy wyścigowy, nie może nic zrobić. Tylko krzyczeć" - dodaje "Hołek".
Czy to możliwe, by podczas wyścigu zepsuło się w samochodzie właściwie wszystko, jak tłumaczył swoją porażkę w Grand Prix Malezji Kubica? "Zaraz po starcie Robert miał zderzenie z Nickiem Heidfeldem. Od tego wszystko się zaczęło" - wyjaśnia Hołowczyc. "Możemy się spierać, czy to Robert zahaczył o tylne koło Heidfelda, czy Heidfeld o przednie koło Roberta. Efekt kontaktu był taki, że bolid zgubił aerodynamikę i Polak miał z tym ogromne problemy. Kiedy samochód jest trącony, nawet delikatnie, nie jedzie już tak jak powinien. A problemy narastają lawinowo. Nie potrafię tylko wytłumaczyć braku łączności kierowcy z boksem" - mówi kierowca.
Hołowczyc jest jednak zaniepokojony. "Z mojego punktu widzenia zaczyna to groźnie wyglądać. Coś tam nie gra. W zespole dochodzi do wydarzeń, które jednak w żadnych okolicznościach nie wyciekają na zewnątrz" - zastanawia się rajdowiec. Hołowczyc zapewnia, że nie ma mowy o sabotowaniu Kubicy w BMW Sauber. "Nie doszukuję się złej woli, nie wywołujmy spiskowych teorii. W Niemczech komentarze są trochę inne niż u nas. Tam pytają, czy to przypadkiem Kubica nie robi krzywdy bolidowi. My będziemy uważali, że nawala maszyna. Pewne jest jedno. Nie ma możliwości, by Robertowi gorzej przygotowywano samochód" - twierdzi "Hołek".
"Trudno mi powiedzieć, czy w BMW Sauber filozofia inżynierska jest zmieniana pod Polaka, czy raczej podąża w kierunku, który wymyślili sobie szefowie. A Robert ma problemy z bolidem ze względu, trochę, na pecha i na agresywniejszy styl jazdy" - mówi Hołowczyc i dodaje: "Jestem pewien, że największe pretensje za start w Malezji Robert ma do siebie. To fighter. Nigdy nie wyjeżdża na tor, żeby się przejechać".
Do trzeciego wyścigu sezonu, Grand Prix Bahrajnu, zostały tylko cztery dni. "Mimo wszystko jestem dobrej myśli. Dajmy Robertowi czas. Ten jego fantastyczny wyścig na Monzy trochę pomieszał nam w głowach. Teraz oczekujemy, że za każdym razem będzie jechał szybko i zdobywał punkty. To nie jest takie proste. Podobało mi się stwierdzenie Roberta, że o wyścigu w Malezji chce zapomnieć, jak najszybciej. Zapomnijmy razem z nim" - kończy Hołowczyc.