W środę trasa prowadzi z Haradh do Shubaytah. Liczy 608 km, z czego 534 to odcinek specjalny. Zawodnicy spędzą noc na zaimprowizowanym kempingu, bez możliwości korzystania z pomocy serwisowej. W czwartek powrócą do Haradh (744 km, w tym 379 odcinka specjalnego).
Na etapie maratońskim mogą zapaść decydujące rozstrzygnięcia tegorocznego Dakaru, ponieważ po nim do mety w Quiddiyi pozostanie już tylko jeden odcinek. Polacy podkreślają, że nie boją się tego rajdowego maratonu i wręcz nie mogli się go doczekać.
Nie boję się, wręcz przeciwnie, jestem podekscytowany. To jedna z takich przygód, na którą tutaj czekałem. Czekałem i cieszę się, że do niego dobrnąłem. Dwa razy jechałem taki maratoński etap. Jestem przygotowany na to kondycyjnie i fizycznie – zapewnił jadący quadem Arkadiusz Lindner, który był rewelacją wtorkowego etapu. Zajął trzecie miejsce, i chociaż później w wyniku kary został przesunięty na piątą pozycję, to i tak nie zmąciło to jego radości z wyniku.
Etap maratoński to duże wyzwanie dla zawodników, którzy w razie kłopotów technicznych sami sobie będą musieli z nimi poradzić.
Nie martwi mnie to i nie mogę się tego doczekać. Szanuję motocykl, więc mam pewność, że nie powinienem mieć kłopotów technicznych. Ja przez większość kariery nie miałem mechanika, który mi serwisował sprzęt, wszystko robiłem sam, więc w razie czego na pewno dam sobie radę – powiedział członek Orlen Teamu Maciej Giemza, którego celem w Dakarze jest czołowa „20”. Na razie zajmuje 18. miejsce.
Pełen wiary we własne umiejętności techniczne jest także kierowca Orlen Teamu Jakub Przygoński. „Obaj z Timo (Gottschalkiem, niemieckim pilotem – PAP) nieźle sobie radzimy. Można powiedzieć, że we dwóch jesteśmy takim jednym dobrym mechanikiem”.
Zawodnicy podkreślają, że podczas tak wymagającego etapu ważna jest taktyka.
Zdecydowanie pierwszą część pojadę spokojnie, żeby oszczędzać quada. Pierwszy raz, jak byłem na takim odcinku, to oczywiście nie mogłem powstrzymać entuzjazmu, zasuwałem i potem na biwaku miałem dużo młotkowania przy naprawianiu felg. Pamiętam, że już wszyscy spali, a ja jeszcze waliłem młotkiem, prostując te pokrzywione felgi. Nie chciałbym powtórzyć tego numeru – zapewnił Lindner.
Z kolei Przygoński podkreślił, że nie będzie mógł sobie pozwolić na spokojną jazdę.
Tak naprawdę, to przy tej konkurencji nikt nie jedzie uważnie, wszyscy pędzą pełnym gazem. Jak będzie się oszczędzało samochód, to od razu będzie słaby wynik – powiedział czwarty kierowca ubiegłorocznego Dakaru, którego szans na wysokie miejsce w tegorocznej edycji pozbawiła awaria skrzyni biegów już na pierwszym etapie.
Jadący quadem Rafał Sonik oraz załoga polskiej ciężarówki Robert Szustkowski, Jarosław Kazberuk swoich szans upatrują w tym, że do tej pory starali się oszczędzać sprzęt.
Bardzo lubię etapy maratońskie, bo lubię dbać o quada, a to może mieć tu decydujące znaczenie. Staram się nie niszczyć go za bardzo, w przeciwieństwie do różnych zawodników, którzy cały czas wyciskają maksimum – podkreślił Sonik.
Z niecierpliwością czekaliśmy na ten etap. Bardzo nas cieszy, że nie będzie można korzystać z serwisu, bo tutaj w nocy te najlepsze samochody są składane od podstaw. Na etapie maratońskim nie będzie takiej możliwości i zobaczymy, jak sobie poradzą. My oszczędzaliśmy naszą Tatrę i nie powinniśmy mieć problemów – zaznaczył Szustkowski.
Organizatorzy ostrzegli zawodników, że w nocy na biwaku temperatura może spaść poniżej zera. Obawia się tego Lindner.
Jestem w świetnej kondycji fizycznej, natomiast mam duże problemy z kręgosłupem. Jak mnie zawieje, to borykam się z ogromnym bólem. Tylko tego się boję i tylko to może mnie pokonać – przyznał.
Przygoński zapewnił, że nie bagatelizuje tego ostrzeżenia. Będziemy spali w namiotach. Ponieważ ma być bardzo zimno, musimy wziąć grube śpiwory i więcej ciepłych ubrań. Na pewno będziemy na to przygotowani – zapewnił.
O niskich temperaturach nie chcę nawet myśleć. Jeszcze przez kilka godzin wolę pozostać w błogiej nieświadomości – dodał z wyrazem cierpienia na twarzy Sonik.