Szóste miejsce na normalnej skoczni i w obu konkursach drużynowych, czwarte na dużej skoczni. Wyjedzie pan z Chin mimo wszystko zadowolony ze swojej postawy?

Nie wiem, czy mogę wyjechać zadowolony. Na pewno wyjeżdżam z poczuciem, że rzeczywiście zrobiłem wszystko, co mogłem. Oczywiście, nie ustrzegłem się błędów. Żal mi tych niewykorzystanych szans, bo miałem dwie, żeby osiągnąć sukces i zdobyć medal. Jednak te drugie skoki nie były tak dobre jak te pierwsze.

Reklama

To już piąte igrzyska za panem. Były najtrudniejsze ze wszystkich, w których pan startował?

Każde igrzyska miały w sobie jakąś trudność i coś, z czym musiałem się zmierzyć. Tegoroczne były bardzo trudne pod tym względem, że wcześniej było bardzo dużo przeszkód, które musiałem pokonać. Przyjechałem tutaj oczywiście z ogromną wiarą i chęcią walki, ale bez takiej pewności, że wszystko jest we właściwym miejscu. Dopiero poczułem to na zawodach, a to czasem jest już trochę za późno.

Wspomniał pan o tych niepowodzeniach w tym sezonie. Co może zrobić sportowiec w pana sytuacji, który nagle nie osiąga tak dobrych wyników, do jakich jest przyzwyczajony i na jakie go stać?

Walczyć. To jest najlepsze słowo. Oczywiście, trudno jest walczyć samemu, trzeba mieć ludzi wokół siebie. Wspomagałem się konsultacjami z psychologiem, z rodziną, z naszym sztabem szkoleniowym. Bardzo wiele osób mi pomagało, nigdy nie byłem sam i nie chciałem być sam, bo w pojedynkę bardzo trudno jest przezwyciężyć tak trudne momenty. Moja wiara też mi w tym pomogła.

Na brak miejsca na podium wpłynęła w pewnym stopniu bardzo dobra forma rywali, którzy akurat tym razem nie chcieli się pomylić...

Jest wiele różnych rzeczy, które oddziałują na zawodnika i mają wpływ na to, jak się zachowamy w tym najważniejszym momencie. Bardzo długo dochodziłem do pewnego wysokiego poziomu, który daje mi poczucie, że trzeba po prostu zrobić swoje, nie myśleć, mieć świadomość, że wszystko jest we właściwym miejscu. Szczęście w nieszczęściu, to się stało już na samych igrzyskach. Tak naprawdę dopiero w konkursie na normalnej skoczni poczułem, że wszystko jest w porządku, że mam do dyspozycji wszystko, żeby osiągnąć sukces.

W Soczi zdobył pan dwa złote medale, w Pjongczangu - jeden złoty i jeden brązowy. Startował pan też w Turynie, w Vancouver i teraz tutaj, w Chinach. Która z tych imprez zrobiła na panu najlepsze wrażenie?

Najlepsze igrzyska, jakich ja doświadczyłem, były w Soczi, i to nie tylko ze względu na sukcesy sportowe. One na długo zostaną w mojej pamięci. Sama atmosfera, jaka tam panowała, organizacja w wiosce, wspomnienia, które się najmocniej wryły w pamięć... Chociaż te igrzyska tutaj też mnie bardzo pozytywnie zaskoczyły pod względem organizacyjnym, pod względem atmosfery. Cieszę się bardzo, że Chińczycy dopuścili kibiców na stadion, to dodatkowo spotęgowało naprawdę pozytywne wrażenie.

Reklama

Jakie stawia pan sobie kolejne cele sportowe na przyszłość?

Zawsze moją ambicją jest skakać coraz lepiej, coraz dalej, coraz ładniej. To jest wystarczająca motywacja do tego, żeby się rozwijać. Sukcesy są efektem pracy, którą wykonuję. Można się nastawić na konkretny cel, na konkretną imprezę, ale co będzie, jeśli tam nie wyjdzie? Jeżeli wydarzy się coś nieoczekiwanego, niekoniecznie zależnego ode mnie, a uniemożliwi mi osiągnięcie sukcesu? Lepiej myśleć o swoim rozwoju i najlepszych możliwych skokach.

Za cztery lata igrzyska w Mediolanie i Cortinie d’Ampezzo. Gdyby zdecydował się pan na nich wystartować, mógłby pan ładną klamrą spiąć swoją olimpijską karierę: początek we Włoszech i koniec we Włoszech...

Ja bym powiedział, że początek był w Zakopanem, to i koniec może być w Zakopanem. Tam stawiałem pierwsze kroki na skoczni, tam pierwszy raz wystartowałem w konkursie Pucharu Świata i tam pierwszy raz takie zawody wygrałem. Ale nie chcę myśleć w ten sposób, zakładać niczego z góry. To tworzy bariery, a ja nie chcę sobie stawiać żadnych granic. Chcę robić to, co robię, dopóki mnie to będzie cieszyć, dopóki będę miał na to siłę i będę szczęśliwy. Mam też świadomość, że zawsze może wydarzyć się po drodze coś, co może być totalnie ode mnie niezależne, a uniemożliwi mi dalszą karierę.