Na kilkudniową przerwę związaną z Meczem Gwiazd ekipa z Oklahomy udała się po serii pięciu wygranych. W czwartek problemy z utytułowanym rywalem miała tylko w pierwszej kwarcie, którą przegrała 19:23.
Liderem Thunder był Kevin Durant, który uzyskał 33 pkt, ale w zgodnej opinii obserwatorów i fachowców kluczem do sukcesu była defensywa gospodarzy. Zanotowali oni aż dziewięć bloków, wygrali walkę na tablicach (44-41 w zbiórkach) i pozwolili graczom Lakers na 38,5 proc. skuteczności rzutów z gry.
Najskuteczniejszy w szeregach pokonanych był Kobe Bryant - 24 pkt, ale trafił ledwie siedem z 24 prób z gry.
To był nasz wspaniały mecz. Pokazaliśmy wielką siłę fizyczną i mentalną. Nasi wysocy zagrali świetnie. Kendrick Perkins i Serge Ibaka wykonali kawał dobrej roboty - zaznaczył trener Thunder Scott Brooks.
Heat do zwycięstwa nad Knicks i jednocześnie ósmej wygranej z rzędu poprowadził tercet gwiazd - Chris Bosh, Dwyane Wade i LeBron James, którzy w sumie uzyskali 67 pkt. Równie ważna była jednak walka w defensywie Mario Chalmersa i Norrisa Cole'a, którzy na zmianę uprzykrzali - skutecznie jak się okazało - życie Jeremy'emu Linowi.
Mający tajwańskie korzenie młody zawodnik, który błyszczał w ostatnich tygodniach i stał się głównym atutem nowojorczyków, tym razem zawiódł. Trafił tylko jeden z 11 rzutów z gry i zanotował aż osiem strat. Zakończył mecz z dorobkiem ośmiu punktów, choć jego średnia wynosi 14,4, a strzelecki rekord - 38.
Nie było żadnego tajemniczego planu zatrzymania Lina. Potraktowaliśmy go jedynie z szacunkiem, na który zasłużył wcześniejszymi dokonaniami - przyznał trener gospodarzy Erik Spoelstra.
Był wyraźnie zmęczony ostatnimi występami, nogi odmówiły mu posłuszeństwa. Do tego zderzył się z być może najlepszą obroną w lidze. Niech to będzie cenne doświadczenie dla niego i dla nas - powiedział szkoleniowiec Knicks Mike D'Antoni.
Najlepiej w jego drużynie zaprezentował się Carmelo Anthony - 19 pkt i siedem zbiórek.