Porażka w tym meczu oznaczała koniec sezonu dla Wizards. Stawka stołecznej drużyny jednak nie sparaliżowała, a w końcówce jej koszykarze wykazali się zimną krwią.
Na 1.34 min przed ostatnią syreną Celtics osiągnęli pięć punktów przewagi. Chwilę później Wizards stracili piłkę po faulu w ataku Johna Walla i ich sytuacja zrobiła się bardzo trudna.
O panice nie było jednak mowy. Gospodarze szybko wywarli presję na rozgrywającym bostończyków Isaiah Thomasie. Jego bardzo niedokładne podanie przechwycił Gortat, a stratę do dwóch "oczek" zmniejszył Bradley Beal. Następnie do remisu doprowadził Wall.
"Czarodzieje" ponownie znaleźli się w poważnym kłopocie, gdy do końca pozostawało 7,9 s. Wówczas po trafieniu Ala Horforda przegrywali 89:91. Sprawy w swoje ręce wziął wówczas Wall. 26-letni rozgrywający długo tej nocy nie mógł złapać właściwego rytmu. Z pierwszych 12 rzutów trafił tylko jeden. Od trzeciej kwarty spisywał się jednak lepiej, a w kluczowym momencie nie zawiódł. Trafił "za trzy", gdy na zegarze pozostawało 3,5 s. Celtics losów meczu już nie zdołali odwrócić.
"Mimo słabego początku po prostu cały czas starałem się robić swoje. Nie mogłem dopuścić do tego, abyśmy odpadli na oczach własnych kibiców" - powiedział Wall.
Ostatecznie zakończył spotkanie z dorobkiem 26 punktów, a lepszy był od niego tylko Beal - 33 pkt.
Gortat natomiast na parkiecie spędził 25 minut i trafił dwa z trzech rzutów z gry. Miał także 13 zbiórek, w tym cztery pod atakowanym koszem. Jego dorobek uzupełniają dwie asysty, blok i przechwyt. Miał także dwie straty. Popełnił cztery faule.
Wśród pokonanych najlepsi byli Isaiah Thomas oraz Avery Bradley. Obaj zdobyli po 27 pkt.
Decydujący mecz numer siedem odbędzie się w poniedziałek w Bostonie. Zarówno w sezonie zasadniczym, jak i w fazie play off, łącznie w dziesięciu spotkaniach między tymi drużynami, zawsze górą był gospodarz.
Na zwycięzcę w tej parze czekają broniący tytułu Cleveland Cavaliers, którzy już wcześniej wygrali serię z Toronto Raptors 4-0.