Zmęczeni siedmiomeczową serią z Washington Wizards Marcina Gortata "Celtowie" stanowią tło dla świetnie dysponowanego zespołu z Cleveland. W piątek goście już do przerwy prowadzili różnicą 41 punktów (72:31), co jest rekordowym osiągnięciem w play off w NBA.

Reklama

Łącznie z trzema zwycięskimi meczami na finiszu poprzedniego sezonu, "Kawalerzyści" pozostają niepokonani w tej części rozgrywek od 13 spotkań, co stanowi wyrównanie najlepszego osiągnięcia w historii ligi. Taką passą mogą się pochwalić tylko Los Angeles Lakers w latach 1988-89. Nigdy wcześniej w play off Cavaliers nie uzyskali też 130 punktów.

"Nawet gdybyśmy zdobyli 200, nie ma to większego znaczenia. Wszak to tylko jeden mecz, jeden mały kroczek do celu" - przyznał trener zwycięzców Tyronn Lue.

Największy wkład w piątkowy sukces miał tradycyjnie LeBron James, który zakończył mecz z dorobkiem 30 punktów, siedmiu asyst i czterech zbiórek, choć spędził na parkiecie ledwie 33 minuty, najmniej ze wszystkich występów w play off.

"Choć zagraliśmy dziś bardzo dobrze, to są rzeczy, które możemy robić lepiej. Myślę, że stać nas na więcej, wciąż możemy wejść na wyższy poziom" - ocenił James i podkreślił, że najgorsze, co mogłoby się teraz przytrafić jemu i drużynie, to samouspokojenie.

Tuż przed rozpoczęciem meczu w Bostonie władze NBA ogłosiły nazwiska trójki finalistów plebiscytu na MVP, czyli najlepszego gracza, sezonu zasadniczego. Tworzą ją James Harden (Houston Rockets), Russell Westbrook (Oklahoma City Thunder) i Kawhi Leonard (San Antonio Spurs). Zabrakło miejsca m.in. dla Stephena Curry'ego z Golden State Warriors oraz - po raz pierwszy od 2008 roku - Jamesa.

Jego klubowy trener przyjął tę informację z uśmiechem. "Jak widać od czasu do czasu liga pragnie oddać tę nagrodę komuś innemu. Dla mnie jednak nie ma wątpliwości, że MVP jest LeBron" - powiedział Lue.

Reklama

Dyplomatycznie odniósł się do sprawy James. "Ja staram się być MVP przede wszystkim dla swojej drużyny. A liga? Ja wiem, co jej daję i ona chyba też wie, jaki jest mój wkład" - uciął temat lider Cavaliers, wcześniej czterokrotnie wybierany najlepszym zawodnikiem rozgrywek.

Celtics w drugiej połowie musieli sobie radzić bez Isaiah Thomasa, któremu doskwierał uraz biodra. "Jaki jest jego stan? Na pewno nie tak poważny, jak porażka różnicą 44 punktów" - tłumaczył szkoleniowiec ekipy z Bostonu Brad Stevens.

Jaylen Brown z 19 pkt był najlepszym strzelcem gospodarzy, którym w końcówce udało się zmniejszyć straty i uniknąć najwyższej w historii klubu porażki w play off (w 1997 roku ulegli Orlando Magic różnicą 47 pkt). We własnej hali jednak to rekordowo wysoka przegrana.

"To było żenujące. To jak zareagujemy, jak odpowiemy na takie lanie, powie o nas dużo jako zespole koszykówki, ale i jako o ludziach" - podsumował rozgrywający Avery Bradley.

Mecz numer 3 w niedzielę w Cleveland.