W finale po raz czwarty z rzędu grają te same drużyny, co ma miejsce pierwszy raz w historii. W 2015 roku Warriors wygrali 4-2, w kolejnym ulegli 3-4, a następnie po ściągnięciu Kevina Duranta zwyciężyli gładko 4-1.
Eksperci i bukmacherzy również i tym razem spodziewają się szybkiego triumfu "Wojowników". W czwartek uczynili w tym kierunku pierwszy krok, ale mogą mówić o sporym szczęściu.
Gospodarze od początku mieli problem z rzutami za trzy punkty, które zwykle stanowią ich najgroźniejszą broń. W połowie czwartej kwarty mieli na koncie trafionych tylko osiem z 30 prób.
Cavaliers natomiast w ofensywie napędzał James. 33-latek w finale gra ósmy rok z rzędu, a dorobek z minionej nocy jest jego rekordem kariery w serii decydującej o mistrzostwie. Tylko czterech koszykarzy w historii NBA zdobyło w finale więcej punktów. Rekordzistą jest Elgin Baylor. W 1962 roku w piątym meczu z Boston Celtics uzyskał dla Los Angeles Lakers 61 pkt.
James miał świetną skuteczność; trafił 19 z 32 rzutów z gry. Jego dorobek uzupełnia osiem asyst i osiem zbiórek. Bardzo ważna była też waleczność pozostałych graczy gości. Cavaliers mieli aż 18 zbiórek pod atakowanym koszem.
Zespół z Ohio był niesamowicie blisko niespodziewanej wygranej. Na 4,7 s przed końcem czwartej kwarty rzuty wolne wykonywał George Hill. Pierwszy trafił, czym doprowadził do remisu, ale w drugiej próbie chybił. "Kawalerzyści" mieli jeszcze jedną szansą, bo piłkę zebrał JR Smith. 32-latek zamiast rzucać zaczął jednak uciekać na obwód, bo myślał, że jego zespół prowadzi i chciał, aby upłynął pozostały czas.
W dogrywce Warriors szybko przejęli inicjatywę. Przez ponad trzy minuty nie pozwolili zdobyć rywalom choćby punktu, a sami uzyskali dziewięć.
Najlepszy w ich szeregach był Stephen Curry - 29 pkt i dziewięć asyst. Durant dołożył 26 pkt i dziewięć zbiórek, Klay Thompson 24 pkt, a Draymond Green 13 pkt, 11 zbiórek, dziewięć asyst, pięć przechwytów i trzy bloki.
Drugi mecz odbędzie się w nocy z niedzieli na poniedziałek, również w Oakland.