A tam spotka się na trasie z mistrzem świata na żużlu Tomaszem Gollobem.Start. Pierwszy kilometr to euforia, drugi też.

Po piątym łapią kurcze, zaczynają boleć mięśnie. Pojawiają się chwile zwątpienia. I o to chodzi. To jest przyjemne, to jest wyzwanie! Zwłaszcza dla Małachowskiego - człowieka ważącego 130 kg, przez 11 miesięcy w roku trenującego zupełnie inaczej.

Reklama

Dał się podpuścić

W rzucie dyskiem Małachowski został wicemistrzem olimpijskim (2008) i wicemistrzem świata (2009). W tym roku nie było na niego mocnych - triumfował w mistrzostwach Europy i w cyklu Diamentowej Ligi. Sezon zakończył na początku września. - Blisko dwa tygodnie temu miałem operację przepukliny, teraz przechodzę rehabilitację. Kiedy wydobrzeję, ruszę na trasy biegowe - zapowiada dyskobol.

Do niedawna nie lubił biegać. Truchtanie przed treningiem ograniczał do jednego okrążenia stadionu, czyli 400 metrów. Czasami tych metrów było tylko dwieście. Wszystko zmieniło się rok temu.

- Zadebiutowałem w Biegu Niepodległości w Warszawie - opowiada Małachowski. - Dałem się podpuścić mojemu kumplowi Tomkowi Gąsiorkowi. On mówił, że nie dam rady przebiec 10 km. Więcej - że rzut dyskiem nie jest męczący! Dzisiaj powiem tak - ja dychę przebiegłem. I to dwa razy. A on na moim treningu jeszcze się nie pojawił. Ani siłowym, ani rzutowym, ani sprawnościowym. Wciąż czekam...

Trójka na mecie

Reklama

Po Biegu Niepodległości dyskobol wystartował w Biegu Sylwestrowym w Brzozie, organizowanym przez Gąsiorka. - Zimno było, mróz. Naprawdę trudne warunki. Źle zacząłem, źle rozłożyłem siły. Mój fizjoterapeuta Krawiec (Andrzej Krawczyk, były dyskobol- przyp. red.) debiutował na tym dystansie i miał na trasie małe problemy.

Obok nas biegła pani. Mniej więcej 50-letnia, może trochę młodsza. Stwierdziliśmy, że dotrzemy do końca razem z nią. Wbiegła między mnie i Krawca, wzięła nas za ręce, podniosła je i we trójkę minęliśmy linię mety.

Miejsce? - Kurczę, jedno z ostatnich. Ale to nie jest ważne. W bieganiu najważniejsze jest to, że po pracy ludzie nie lądują w barze nad piwem albo na kanapie przed telewizorem. Ubierają się w dres i zasuwają do lasu. W swoim wolnym czasie chcą się zmęczyć. Jestem za.

Za dziewczynami

Podoba mu się także to, co dzieje się trasie. Jak ludzie walczą ze swoimi słabościami, z ułomnościami. - Biegłem obok człowieka jadącego na wózku. Jedną nogą próbował się odpychać od asfaltu, jedną ręką kręcił kołem, bo drugą miał sparaliżowaną.

I jak mógł próbował dotrzeć do mety. To są nieprawdopodobne historie. Mnie było bardzo ciężko, ale facet tuż obok walczył na całego! To jest bardzo inspirujące. Mnie łapią kurcze, chętnie bym się zatrzymał, chociaż na chwilę.



A bark w bark ze mną biegnie pan, który ma 70 lat. Powtarzam więc sobie, że muszę biec. Przecież nie stanę, kiedy o tyle starszy facet tego nie robi. Wyprzedzają mnie dziewczyny. Wkurzam się, ale z drugiej strony mam dla nich wielki szacunek. Dlatego teraz przygotuję się bardzo starannie. Nie dam się tak łatwo wyprzedzać.

Jak mistrz rzutu dyskiem przygotowuje się do biegów? - Teraz, przez tę operację, muszę odpoczywać. Ale rok temu miałem rozpisane zajęcia na cały tydzień. W poniedziałek bieganie. We wtorek ćwiczenia rozciągające. Środa - bieganie.

Czwartek wolne, piątek znowu bieganie, czyli od 45 minut do godziny truchtu w lesie. Bardzo ambitnie, bo naprawdę podchodzę do tego poważnie - przekonuje Małachowski. - Po dwóch startach na dystansie 10 km mój rekord życiowy wynosi godzinę i 5 minut. Jak na kolesia ważącego 130 kg to przyzwoity wynik.

Ale nie zatrzymam się. Zamierzam się poprawić, wreszcie zejść poniżej godziny. To byłoby coś, potem będzie łatwiej.

Obok Golloba

Najbliższą okazję do pobicia rekordu życiowego będzie miał znowu w Biegu Sylwestrowym w Brzozie. Zapowiadany jest start Tomasza Golloba, także przyjaciela Gąsiorka. Na trasie spotkają się więc mistrz świata z mistrzem Europy. Który z mistrzów będzie górą? Czy dyskobol pokona żużlowca?

- Nie wiem, jak Tomek biega. Mam nadzieję, że jest na takim poziomie jak ja i wspólnie będziemy mogli dotrzeć do mety. To byłoby fajne. Ale on jest lepiej ode mnie zbudowany, to znaczy - lepiej do biegania. Pewnie waży połowę tego, co ja, więc czeka mnie trudne zadanie. I tak będę walczył przede wszystkim sam ze sobą. Nie mogę się doczekać. Wkręciłem się w to bieganie na maksa, bardzo mi się podoba - mówi Małachowski.

Kiedyś maraton

Wkręcić nie dają się za to jego koledzy ze stadionu - mistrz olimpijski z Pekinu w pchnięciu kulą Tomasz Majewski i mistrz olimpijski z Sydney w rzucie młotem Szymon Ziółkowski. Obaj, jak Małachowski, także mocno zbudowani. Na razie nie ma szans, by wielkie trio zobaczyć na trasie.

- „Ziółek" najmniej z naszej trójki lubi bieganie, więc nie da się namówić. A Tomek? Jest potężniejszy ode mnie, ale i tak swobodnie przebiegłby tę dychę. Co z tego, skoro uparł się, że tego nie zrobi. Nie - i koniec rozmowy. Kiedyś jednak zacznie biegać. Skończymy kariery i wspólnie wystartujemy w maratonie. Taki jest mój plan - mówi mistrz Europy.

>>>Partner merytoryczny: sports.pl