Z Rogowską rozmawialiśmy po Memoriale im. Tadeusza Ślusarskiego, który wygrała skacząc 4,70 m. Była bliska pokonania poprzeczki zawieszonej na wysokości 4,86 m, co byłoby rekordem Polski. A przecież kilka dni wcześniej skacząc ledwie 4,55 w Daegu zajęła 10. miejsce w MŚ. "Zabrakło czasu i przynajmniej jeszcze jednego startu, by dobrze przygotować się do mistrzostw świata. Ale lepiej, że zdarzyło się to w tym roku, a nie w olimpijskim" - mówiła "Faktowi" Rogowska. "W Otwocku liczyłam na jeszcze lepszy wynik, po trzeciej próbie na 4,86 moje nadzieje wzrosły, że rekord Polski padnie. Forma jest, więc powalczę".

Reklama

Najlepszy rezultat tyczkarka na stadionie uzyskała sześć lat temu - 4,83 m. Halowy rekord, ustanowiony w tym roku, jest lepszy o dwa centymetry. W obecnym sezonie Rogowska straciła miesiąc na leczenie kontuzji - podczas zawodów Sopocie pękła tyczka rozcinając jej dłoń. Z tego względu postanowiła zmienić sprzęt.

"Zmieniłam tyczki, mam inny model" - wyjaśnia Faktowi. "Poprzednie były bardziej narażone na rysy, na pęknięcia, a dla mnie bezpieczeństwo jest najważniejsze. Tych tyczek używają mężczyźni, m.in. Paweł Wojciechowski (mistrz świata - red.). Skacze mi się lepiej niż na starych. Budowa jest taka sama, tylko jest więcej warstw, dlatego tyczka jest cięższa. Nie ma jednak znaczenia ile waży. Ważne, by zapewniała mi bezpieczeństwo. Mam jeszcze apel do wszystkich: proszę z góry, by nie życzyli mi w przyszłości łamania tyczek, co najwyżej wiatru w plecy" - dodaje ze śmiechem Rogowska.

>>>Czytaj także: Bakero ma tajny plan na Wisłę