MAŁGORZATA CHŁOPAŚ: Wreszcie rozgrywki zaczyna ekstraklasa. Zdążył się pan stęsknić?
MARCIN MIĘCIEL*: Na pewno przerwa zimowa w Polsce jest za długa. Nie służy to ani nam, ani kibicom. Dobrze, że już zaczynamy.
Będzie pan grał w pierwszym składzie Legii, ale w sparingach nie zdobywał pan bramek. A Chińczyk Dong czeka na pana potknięcie...
Nie mam z tym problemu. Będę robił swoje. A w sparingach nie szło całemu zespołowi, niemal wszystkie mecze przegraliśmy albo zremisowaliśmy. Celem zgrupowań było jednak głównie wybieganie, strzelać trzeba w lidze. Cieszę się, że trener na mnie stawia. Mam nadzieję, że nie zawiodę.
Pięć punktów straty do Wisły to dużo czy mało?
Nie wszystko zależy od nas, ale jeżeli my będziemy robili swoje i grali skutecznie, to nie jest to duża różnica. Będzie dobrze.
Długo grał pan za granicą. W tym czasie polska liga zmieniła się na korzyść?
Zmiany są poważne. Kluby działają profesjonalnie, budowane są stadiony i przede wszystkim boiska. Lepszy sprzęt, więcej pieniędzy, wszystko się poprawia. Kibiców też przychodzi na mecze dużo więcej, a frekwencja jeszcze wzrośnie po oddaniu nowych obiektów. Tak było w Grecji i wszędzie tak jest. Nawet kibice, którzy wcale nie kochają piłki, ale zobaczą otoczkę i piękny stadion, będą częściej chodzili na mecze. Jednak do klubów niemieckich wciąż nam brakuje.
Jakie są różnice?
Decydują niuanse. Na Zachodzie wszystko jest dopięte na ostatni guzik. Przykład? Jedziemy na obóz. Nie ma mowy, żeby człowiek sam nosił torby. Piłkarz bierze tylko małą saszetkę, o resztę nie musi się martwić. W Bochum jeździ się na mecze specjalnie dostosowanym dla potrzeb piłkarzy autokarem. Jest telewizja, internet, PlayStation, obiad, kawa i dużo miejsca na to, by trzymać nogi w górze. Człowiek ma się czuć komfortowo. Po meczu w autobusie od razu dostajemy posiłek: białka, węglowodany. W Legii też jest to dobrze zrobione – często zostajemy w restauracji, żeby natychmiast dostarczyć organizmowi odpowiednie wartości odżywcze.
>>>Czytaj dale>>>
W Grecji też wygląda to tak pięknie?
Nie za bardzo (śmiech). Może w czterech czołowych klubach są wysokie standardy, bo jakoś muszą ściągać piłkarzy z nazwiskami, ale ogólnie panuje bałagan. Piłkarz-obcokrajowiec prosi o pomoc w sprowadzeniu hydraulika. Jasne, zaraz będzie – słyszy. A jest za tydzień albo wcale. Legii bliżej do klubów niemieckich, gdzie jest prawdziwy „ordnung”. W szatni na specjalnym ekranie wyświetlają się komunikaty: godziny treningów, spotkania, wszystko, co piłkarz powinien wiedzieć. W Bayernie każdy piłkarz ma taki telewizorek w swojej szafce. O szatnię dba się jak o świątynię. Nie ma mowy, by wejść do niej w butach.
Czyli piłkarz ma tylko grać i trenować?
Ma też pozaboiskowe obowiązki. W Polsce, kiedy trzeba ustawić się do zdjęcia, piłkarz już kręci nosem. W Niemczech stoi się 2,5 godziny, z uśmiechem na twarzy, i nikt nie narzeka. Na przedsezonowych spotkaniach z kibicami spędza się pół dnia, podpisując parę tysięcy zdjęć. Najważniejsi kibice-sponsorzy klubu jeżdżą z drużynami na obozy, są obecni na treningach mogą pomieszkać kilka dni w tym samym hotelu co piłkarze. Jedzą wspólną kolację, raz do roku mogą też zagrać z nimi turniej na głównej płycie. W Polsce powoli też się to wprowadza – odwiedzamy szkoły, domy dziecka.
A jednak w Polsce nie ma piłkarza, który byłby idolem dla dzieciaków...
Może przez medialną nagonkę. Kiedyś na boiskach widać było ganiających za piłką chłopaków, teraz jest pusto. Dzieciaki wolą telewizję, internet, PlayStation. Ludzie się zmieniają. Nawet Romek Kosecki mówi, że do jego szkółki garnie się coraz mniej dzieci. Mama woli zapisać synka na lekcje gry na pianinie, bo to dobrze wygląda.
A nie jest tak, że kiedyś polscy piłkarze po prostu grali lepiej w piłkę?
Drużyny budowane były inaczej. W Legii i Widzewie za czasów Ligi Mistrzów prezesi kupowali najlepszych polskich piłkarzy. Jakby skupić zawodników, którzy wracają z zagranicy, i reprezentantów, to też można by zawojować Europę. Ale teraz już nawet Bogusław Cupiał przestał sprowadzać najlepszych. Miał Żurawskiego, Frankowskiego, superzespół i duży potencjał, ale nie był konsekwentny i odpuścił. A tu trzeba pieniędzy...
>>>Czytaj dalej>>>
Właściciele Legii też nie inwestują w wielkie transfery.
Taką mają strategię. Chcą najpierw zbudować stadion, w który – z tego co wiem – włożyli duże środki. Piłka to ryzykowny biznes. Gwarancji, że drużyna będzie grać świetnie nawet po zainwestowaniu w nią ogromnych pieniędzy, nie ma. Może gdy powstanie stadion, wszystko pójdzie w górę.
Polscy piłkarze profesjonalnie podchodzą do zawodu?
Myślę, że tak, a już na pewno dużo bardziej profesjonalnie, niż przed moim wyjazdem. Wtedy, nawet jeśli poziom ligi był wyższy, to podejście zawodników gorsze. Pojechaliśmy kiedyś na obóz w góry, trener kazał nam dwie godziny biec czerwonym szlakiem. Tylko zniknął, a my hyc na wyciąg, potem na skróty, i tak wyglądało nasze bieganie. Teraz jest taka rywalizacja, że piłkarze biegają więcej, niż kazał trener. Jest to związane z kontraktami i „wejściówkami”: wychodzisz na boisko, zarabiasz więcej, nie grasz – dostajesz mniej. W Legii nikt się nie obija.
Polscy piłkarze w ogóle są chyba przewrażliwieni na swoim punkcie?
Głównie przez nagonkę w gazetach. Piszą, że na zgrupowaniu mamy życie jak w Madrycie, mieszkamy w pięknym pięciogwiazdkowym hotelu i przedstawiają to w taki sposób, jakbyśmy nic tam nie robili. Kibic siedzi i myśli o nas: lenie, nieudacznicy, nieroby. A my tymczasem trenujemy dwa razy dziennie i nie mamy czasu na żadne atrakcje. Jakbym powiedział polskiemu kibicowi, że jadę z saszetką, nie noszę toreb, a w autokarze czeka na mnie PlayStation i banan, to bym usłyszał, że przewróciło mi się w głowie i zwariowałem. Już teraz chłopaki słyszą w sklepie czy na mieście szepty na swój temat, ktoś coś do nich krzyknie. Nie jest to przyjemne.
Co zrobić, by polska liga była bardziej atrakcyjna dla kibiców?
Zmniejszyć ją do dziesięciu drużyn. Nie mamy aż tylu dobrych piłkarzy, żeby cała liga trzymała wysoki poziom. Gra się przeważnie z takimi zespołami, że trudno się czegoś nauczyć. Wybijanki, faule, gra na remis. Nie można skonstruować akcji, bo kopią po nogach. Ale zdaję sobie sprawę, że do takiej reformy na pewno nie dojdzie – każdy prezes chce mieć drużynę w ekstraklasie, za tym idą duże pieniądze.
* Marcin Mięciel, 34-letni napastnik Legii, osiem lat spędził w klubach greckich i niemieckich, na zakończenie kariery wrócił do Warszawy.