PRZEGLĄD SPORTOWY: Kiedy rozmawialiśmy w niedzielę o czternastej zarzekał się pan, że nie ma tematu Legii. Trzy godziny później został pan jej trenerem.

Reklama

STEFAN BIAŁAS: Bo tak było. Około piętnastej zadzwonił do mnie prezes Leszek Miklas z propozycją spotkania. Zgodziłem się, porozmawialiśmy. Trzeba było podjąć bardzo szybkie decyzje, bo raz, że Legia znalazła się w trudnej sytuacji, a dwa, że we wtorek gra z Ruchem Chorzów w Pucharze Polski. Zaproponowano mi umowę do końca sezonu. Od razu się zgodziłem, gdyż mój klub jest w potrzebie. Jeśli będę miał dobre rezultaty, to kontrakt zostanie przedłużony. Muszę pokazać, że potrafię zapanować nad tym zespołem, zmotywować drużynę, zmienić organizację gry, a przede wszystkim odbudować piłkarzy pod względem psychicznym. Chciałbym, żeby wróciła im radość z gry. Jak to się uda, to usiądziemy do rozmów o przedłużeniu umowy.

PS: Od czego pan zacznie swoją pracę?

Przede wszystkim muszę przyjrzeć się drużynie z bliska, bo do tej pory oglądałem ją jedynie z wysokości trybun. Mam tylko jeden trening, na dodatek przedmeczowy, więc większą pracę będę miał do wykonania bezpośrednio przed meczem w Chorzowie. Na pewno w poniedziałek wieczorem usiądziemy z zawodnikami, porozmawiamy, postaram się pozytywnie na nich wpłynąć. (...)

PS: Jaki cel postawił przed panem zarząd klubu?

W dalszym ciągu celem Legii jest mistrzostwo Polski. Zostało jeszcze dziesięć meczów, czyli trzydzieści punktów do zdobycia. Mamy bezpośrednie spotkania z Wisłą i Lechem, a więc dalej wszystko zależy od nas. Ale żeby wykorzystać szansę trzeba zrobić duży postęp w grze, bo te dwie porażki na pewno zostawiły jakiś ślad. Nie będzie łatwo, ale trzeba się z tym zmierzyć. Wierzę, że mi się to uda.

p