Małgorzata Chłopaś: Zgodzi się pan, że hiszpańska Legia Jana Urbana okazała się niewypałem?
Leszek Miklas*: Nie do końca. Wiedzieliśmy, że trener będzie próbował hiszpańskiego stylu, i w pierwszym roku pracy mu się to udawało. Nie można też mówić, że wyniki Legii za jego kadencji to pasmo porażek. Liczyliśmy jednak, że w kolejnych latach zespół będzie osiągał progres. W tym sezonie go nie widzieliśmy, musieliśmy więc podjąć decyzję o zmianie szkoleniowca. Baliśmy się, że zespół może skończyć ligę poza podium.

Reklama

Urban twierdził, że nie miał odpowiednich piłkarzy, by wygrywać. To zarzut wobec władz klubu.
Celem, jaki postawiliśmy przed trenerem, było mistrzostwo Polski. Jeśli uznał, że zespół został osłabiony i potrzebował innych zawodników, powinien zwrócić się z tym do zarządu i właścicieli. Tymczasem był niezmiernie skromny - wydawało się, że uznał, iż z tym składem nadal jest w stanie walczyć o tytuł.

Słyszał przecież od państwa, że nie ma pieniędzy na transfery.
To prawda, że nie miał szczęścia. W ostatnim roku, na skutek kryzysu gospodarczego, żadna firma nie była gotowa inwestować dużych pieniędzy w pion sportowy i nie inaczej było w ITI. To jednak rolą trenera jest alarmować właścicieli o problemach. Przecież żaden właściciel nie przyjdzie do trenera i nie powie: panie Janku, może pan chce tego zawodnika, bo mam milion euro w zanadrzu.

Ale milion euro ponoć był do wydania w zimowym oknie transferowym?
Tak, byliśmy zdecydowani wydać tę rekordową kwotę na Ivicę Vrdoljaka z Dynama Zagrzeb. Niestety, pomimo zapewnień jego menedżera nie udało się nam porozumieć z chorwackim klubem.

Ile zatem Legia przeznaczy na transfery latem?
Jeszcze nie podjęliśmy decyzji, ale mam nadzieję, że co najmniej tyle, ile gotowi byliśmy zapłacić za Vrdoljaka. Na rynku piłkarskim, dzięki kryzysowi, jest dziś wielu piłkarzy grających na wysokim poziomie, którzy mogliby się sprawdzić w Legii, a ich obecnych klubów już nie stać na nich lub mają wyższe aspiracje. Liczę, że uda nam się pozyskać w tym oknie co najmniej jednego zawodnika bezgotówkowo, tak jak Donga.

czytaj dalej



Reklama

Mocno zaangażował się pan w transfery i chce być bliżej pionu sportowego. Co to oznacza?
Prawdopodobnie będę chciał zająć się tylko pionem sportowym, przekazując swoje uprawnienia związane z nadzorem nad finansami i marketingiem innym osobom w klubie. Za chwilę będziemy mieli nowy stadion, a to drużyna ma na niego przyciągać ludzi. Czy nadal będę prezesem? To nie jest najważniejsze, w tej chwili nie podjąłem jeszcze decyzji. Ale jest potrzeba zmiany, właściciele podzielają mój pogląd.

Na razie zmieniliście trenera. Stefan Białas jest w Legii tylko na chwilę?
Nie patrzymy na to w taki sposób. Na pewno można go określić mianem strażaka, bo niewielu trenerów zdecydowałoby się na taką ratunkową misję. Zadzwoniłem do pana Białasa w niedzielę, pół godziny po spotkaniu z Janem Urbanem, na którym podziękowałem mu za współpracę. Pan Białas od razu się zgodził. "Legia? Oczywiście tak, o warunkach nie musi mi pan mówić" - powiedział.

A wystarczyłoby poczekać jeden dzień i wolny byłby Maciej Skorża...
To młody i zdolny szkoleniowiec, ale z nim nie rozmawialiśmy. Większość ludzi myśli pewnie, że po porażce z Odrą nie robiliśmy nic innego, tylko szukaliśmy nowego trenera. Ale żadnych rozmów nie było. Nie prowadziliśmy negocjacji za plecami Urbana. Nie zależało nam też za wszelką cenę, by Legię prowadził trener z zagranicy, bo gdybyśmy preferowali taką szkołę, to w ciągu tygodnia pewnie byśmy kogoś wolnego znaleźli. Dla nas najważniejsze było, żeby drużyną zajął się teraz ktoś doświadczony, kto umie prowadzić zespół pod presją. Tak samo zresztą powinni być dobierani zawodnicy. Przykład Krzysztofa Ostrowskiego pokazuje, że nie wszyscy piłkarze sobie z tym radzą. Rozstaliśmy się szybko, bo nie było sensu, żeby obie strony się ze sobą męczyły.

Podobny problem ma chyba Piotr Giza?
Nie skreślałbym go jeszcze. Podczas ostatniego meczu w Chorzowie pokazał, że może być przydatny dla zespołu. Ale faktycznie pokazał już kilka razy, że nie wytrzymuje presji.

"Presja" to w Legii bardzo modne słowo. Piłkarze wciąż się skarżą, że presja im przeszkadza...
To w naszym klubie stan permanentny i piłkarze powinni się z nią zaprzyjaźnić. Spotkałem już w życiu graczy, którzy nie chcieli grać w Warszawie. "Wolę pograć w klubie X, niż siedzieć u was na ławce, bo nie wytrzymuję presji" - słyszałem. Z drugiej strony każdy piłkarz, który wcześniej w takim klubie jak Legia nie grał, ryzykuje. Jak dostaje się propozycję z Legii można od razu usłyszeć: byłbyś frajerem, gdybyś jej nie przyjął. Dlatego pomyłki zawsze będą się zdarzać.

czytaj dalej



Na Legii słowem wytrychem jest "stadion".
Bo to baza do budowania przychodów. Składają się na nie przychody z praw telewizyjnych, które wbrew pozorom zależą także od tego, jak wygląda infrastruktura. Nadawca jest zainteresowany, by przeprowadzać transmisje z dobrych, bezpiecznych i przyjaznych obiektów, do tego dochodzą emocje boiskowe. Nowe stadiony, które powstają w Polsce, wpłyną na to, jak będzie wyglądać rozdanie praw telewizyjnych na lata 2011-2014. Drugi strumień to sponsoring - zupełnie inaczej prezentuje się wizerunek sponsora na tle nowego stadionu i dobrej drużyny niż na obiektach sprzed 50 lat. Zostaje jeszcze to, co najważniejsze, czyli matchday - przychody z dnia meczowego. Nowy stadion pozwoli nam utworzyć sektory biznesowe. W większości klubów europejskich niemal połowa stadionowych przychodów pochodzi właśnie z takich stref - 8-10 proc. widowni daje tyle przychodu, co pozostałe 90 proc. kibiców zasiadających na innych trybunach.

To prawda, że za loże trzeba będzie płacić Legii 50 tys. euro rocznie?
W pewnych sytuacjach kwota ta może być nawet wyższa. Już teraz mamy kilkanaście firm, które deklarują chęć zakupu lóż - to banki, grupy inwestycyjne, które chcą tam zapraszać swoich klientów.

Lech podpisał umowę z firmą s.Oliver, która zapłaci za reklamę na koszulkach ok. 4 mln zł rocznie. Legia wciąż nie znalazła odpowiedniego partnera.
Ustaliliśmy dość wysoką cenę, której nie zdradzę. Zależy ona od ilości kibiców deklarujących sympatię do Legii. Z naszych badań wynika, że w Polsce to 5,3 mln ludzi, zaś w województwie mazowieckim ponad 2,2 mln. Doszliśmy do wniosku, że jeśli mielibyśmy dostawać takie środki, jakie oferują nam firmy, to lepiej, by te pieniądze Legia dostawała od nSportu, jednej ze spółek ITI.

Tej sympatii do Legii na razie nie widać. Na trybunach panuje fatalna atmosfera. Jak zamierzają państwo zapełnić nowy stadion?
Za miesiąc zaczynamy kampanię, której szczegółów jeszcze nie zdradzę. Najistotniejsze będzie bezpieczeństwo na stadionie, bo badania pokazują, że ludzie wciąż boją się hord chuliganów i latających butelek. Rodziny nie chcą też wysłuchiwać wulgaryzmów, dlatego będziemy chcieli pokazać, że na Legii jest kulturalnie. Liczymy się z wahaniami frekwencji. Kluczowa będzie jakość drużyny, by utrzymać publiczność, która początkowo przyjdzie po prostu na nowy stadion.

czytaj dalej



Nie pomaga państwu konflikt z kibicami.
Nic na to nie poradzę. Jeśli ktoś myśli, że na Legii będzie można nie przestrzegać prawa, to się myli. Nowy stadion da nam wszystkie środki, by skutecznie egzekwować przepisy. Po tym jak wprowadzono nowe zasady na stadionach w Anglii, w ciągu roku 6 tys. ludzi dostało zakazy stadionowe, a drugie tyle przestało chodzić na mecze i z własnej woli oglądają je w telewizji, nie godząc się na zmiany. Liczymy się z tym. Prowadzimy jakieś rozmowy z kibicami, ale nadal nie wiem, co właściwie chcieliby dostać, by protest się skończył. My chcemy tylko, by przestrzegali prawa. Nie muszą nas kochać.

Kibice chcą, by klub używał innego herbu, z 1957 r.
Zakupiliśmy do niego prawa, produkujemy pamiątki z tym herbem, i nic więcej nie możemy zrobić. Nie przyjmiemy go jako oficjalnego herbu, bo prawa do niego ma kilkanaście innych sekcji poza piłkarską. My natomiast docelowo chcemy wejść na giełdę i już przy robieniu prospektu emisyjnego herb należący tylko i wyłącznie do nas jest podstawową rzeczą. To nie jest żadna złośliwość z naszej strony, chodzi tylko o względy biznesowe.

Kiedy na Legię będzie można wejść bez uczucia, że jest się bandytą? Te wszystkie zasieki, przeszukania...
W tej chwili nie mamy na stadionie środków, które moglibyśmy zastosować bez pokazywania ich. Na nowym stadionie będzie można śledzić widowisko bardziej dyskretnie. Zrobimy wszystko, by ludzie czuli się komfortowo podczas wchodzenia na stadion.

*Leszek Miklas, 44 lata, od kwietnia 2007 r. prezes KP Legia Warszawa