Nic dziwnego, spadli na ostatnie miejsce w tabeli. Dramatycznie – A dla nas remis wcale nie jest złym wynikiem – nie krył zawodnik gości Ariel Jakubowski. Nic dziwnego. Ruch w tym sezonie właściwie o nic już nie walczy – na europejskie puchary szanse ma bardzo niewielkie, a utrzymanie zapewnił sobie już dawno.

Reklama

Co innego Polonia Warszawa, której sytuacja robi się pomału naprawdę dramatyczna. Wiosną Czarne Koszule zdobyły tylko dwa punkty, podczas gdy inne drużyny z dołu tabeli w większym tempie odrabiają straty. Dlatego po sobotnim meczu na Konwiktorskiej tematem numer jeden była przyszłość trenera Jose Marii Bakero, który w siedmiu spotkaniach zdobył zaledwie siedem punktów, a jego zespół dotychczas nie potrafił strzelić więcej niż jednego gola w meczu. Złość właściciela klubu Józefa Wojciechowskiego skupiła się jednak nie na hiszpańskim szkoleniowcu, a na trójce sędziowskiej. Bramka dla Ruchu nie powinna bowiem zostać uznana, gdyż jej strzelec Marcin Zając w momencie zagrania piłki przez Wojciecha Grzyba znajdował się na spalonym. – Znów mamy wynik zrobiony przez sędziów, a nie przez piłkarzy – irytował się Wojciechowski.

Zresztą słusznie, bo to nie pierwszy raz, kiedy sędziowie mylili się na niekorzyść Polonii. Przed tygodniem w Gdańsku bramka dla Lechii (1:1) również padła ze spalonego, a dwa tygodnie temu nie został podyktowany ewidentny rzut karny dla Polonii w meczu z Lechem (0:3). Jakiś układ – Myślę, że mógł tu się stworzyć jakiś układ. Może niektórzy nie chcą, bym był obecny w polskim futbolu? Bo jeśli faktycznie spadniemy do pierwszej ligi, to ja na pewno się z Polonii Warszawa wycofam. Kto wie, może niektórym właśnie o to chodzi? – zastanawiał się Wojciechowski.

p