"Nie chcę stąd na siłę odchodzić. Kibice są wspaniali, ale w klubie są źli ludzie i to przez nich mam już dość pobytu w Lubinie" - mówi "Faktowi" Kolumbijczyk. Po hiszpańsku apartamento oznacza mieszkanie. To jednak, co klub zapewnił swojemu najlepszemu zawodnikowi, trudno nazwać apartamentem. Choć schludnie urządzone, jest bardzo maleńkie. Manuel, jego żona Julis Paola i córeczka Manyi Jubeth oraz śliczny piesek Princessa, gnieżdżą się na 35 metrach kwadratowych.

Maleńka kuchnia i mikroskopijna toaleta, w której obrócić się bez ryzyka zderzenia ze ścianą może jedynie mała Manyi. W dodatku państwo Arboleda mieszkają na osiedlu, gdzie nietrudno o zaczepkę. Kilka miesięcy temu spacerującego z rodziną Manuela napadł nożownik. "Dziękuję Bogu, że nic się nam nie stało. Boję się, by to straszne zdarzenie się nie powtórzyło. Od czterech miesięcy błagam, by zmieniono mi mieszkanie, ale w klubie nikt się tym nie przejmuje" - żali się Arboleda.

Manuel ma jeszcze jeden powód, by starać się o większy metraż. Za siedem miesięcy jego rodzina się powiększy. "Byłoby cudownie, gdyby to był chłopiec. Mój następca" - cieszy się Arboleda. Zaraz jednak poważnieje. "Ale jak my się tu wszyscy pomieścimy? Jak będzie można należycie zająć się niemowlakiem, czy spokojnie zrelaksować się po meczu" - martwi się Kolumbijczyk.

Jego błagania trafiają jednak w próżnię, a władze klubu, gdy słyszą krytyczne uwagi, sięgają po karomierz, zamiast zapewnić Arboledzie znacznie przestronniejsze i bezpieczniejsze lokum. Czy to takie trudne? Najlepszy piłkarz, a w obecnym sezonie także najlepszy strzelec i kapitan drużyny, z pewnością jest tego wart.





Reklama