"Nie będę kandydował w nowych wyborach na prezesa związku" - deklarował jeszcze w kwietniu „Listek”. Ale kilka dni temu wyszło szydło z worka. "Mam poważne rozterki, czy jednak ponownie nie kandydować na szefa PZPN. Tym bardziej, że namawiają mnie na to działacze UEFA. Mówiłem, że nie będę kandydował? Każdy ma prawo zmienić zdanie" - stwierdził niedawno Listkiewicz. Nic dziwnego, bo gdzie mu będzie tak dobrze jak na fotelu prezesa PZPN? Nigdzie! Cały czas na świeczniku, zagraniczne wojaże, bankiety ze swoimi poplecznikami z UEFA - z tym bardzo trudno się rozstać prezesowi związku.
Zamiast myśleć o tym, jak najszybciej przekazać władzę w polskim futbolu nowym ludziom, „Listek” i jego najbliższa świta już robią wszystko, żeby zapewnić sobie zwycięstwo w wyborach władz następnej kadencji. A oni doskonale wiedzą, jak zdobywa się poparcie w terenie. Najpierw trzeba było sobie zaskarbić wdzięczność działaczy z Dolnośląskiego Związku Piłki Nożnej. No to proszę bardzo, meczyk reprezentacji Polski ze Słowenią odbędzie się we Wrocławiu. Stadion nie spełnia wymogów? Kto by tym się przejmował! Przecież najważniejsze, żeby na zjeździe wyborczym delegaci z tego okręgu zagłosowali na ekipę Listkiewicza.
„Listek” doskonale zdaje sobie sprawę z tego, że za sobą musi mieć też Śląsk. Dlatego ze sprawą licencji dla Polonii Bytom obchodził się jak z jajkiem. Frakcja śląska w zarządzie mocno naciskała na to, żeby zmienić decyzję Komisji Licencyjnej i dopuścić do gry w ekstraklasie bytomian. Takiej okazji zadbania o ich głosy można było przegapić i zmarnować. No to pach i Polonia ma już licencję i może przygotowywać się do startu w ekstraklasie. A cały Śląsk, jak trzeba będzie podnieść ręce w głosowaniu, będzie pamiętać, komu zawdzięcza najwięcej.
Tylko naiwniacy mogli mieć złudzenia, że tym razem „Listek” I jego ludzie dotrzymają słowa i wyniosą się z PZPN, Oni nawet przez chwilę nie mieli takiego zamiaru. Wręcz przeciwnie, kombinują jak mogą, żeby tylko utrzymać się przy władzy. I to na długie lata...