W karierze Nalepy tyle samo było upadków co wzlotów. Ponad siedem lat temu ze Stali Stalowa Wola trafił do Karpat Lwów. Jego kariera rozwijała się znakomicie, ale do czasu. Bramkarz zbyt pochopnie podpisał bardzo długi kontrakt z ukraińskim klubem, a potem zaczęły go regularnie prześladować kontuzje. Obecnie Nalepa gra w ostatnim zespole ukraińskiej ekstraklasy - FK Charków.

Reklama

"Rozmawiałem już z trenerem Wisły Maciejem Skorżą i dyrektorem sportowym Jackiem Bednarzem" - mówi DZIENNIKOWI Nalepa. "Mają rozmawiać z właścicielem FK na temat transferu. Mam nadzieję, że prezes mnie puści. Może na mnie zarobić ok. 100 tys dolarów. Sytuacja finansowa klubu jest bardzo słaba. Jesteśmy niemal stuprocentowymi kandydatami do spadku. Tym bardziej, że w lidze tylko my i Dnipro Dniepropietrowsk nie robimy żadnych podchodów pod sędziów" - zdradza Nalepa.

Na Ukrainie kryzys ekonomiczny jest dużo bardziej odczuwalny niż w Polsce. Nalepa odczuł to na wysokości swojej pensji. "Dostaję wypłaty według starego kursu dolara. W związku z tym co miesiąc jestem do tyłu o 2700 dolarów. To nie jest mała kwota. Co gorsze, często nie mam co wysłać żonie, bo w Charkowie waluty zniknęły nie tylko z banków, ale nawet z kantorów. Trzeba mieć dużo szczęścia, żeby kupić gdzieś dolary, a przecież nie będę żonie posyłać hrywien, bo co ona z nimi w Polsce zrobi?" - opowiada zawodnik FK.

W Charkowie klub Nalepy nie ma zbyt wielu kibiców. Wszyscy wspierają Metalist - wicelidera ekstraklasy, odnoszącego w tym sezonie wielkie sukcesy w Pucharze UEFA. "Metalist nie zgodził się, żebyśmy grali na jego stadionie. Dlatego wszystkie spotkania rozgrywamy w Sumach - 180 km od Charkowa. Nie dziwne, że słabo idzie nam w lidze, skoro wszystkie mecze gramy na wyjeździe. Co ciekawe mogłem grać w Metaliście. Miron Markiewicz to mój były trener z Karpat. Bardzo mnie cenił. Kiedy w 2005 r. trafił do Metalista chciał mnie ściągnąć ze Lwowa. Właściciel Karpat Petro Dymiński nie zgodził się na transfer, bo nie lubił Markiewicza. <Maciej, on zarabiał przy każdym transferze. Okradał mnie> - tak Dymiński mi wytłumaczył dlaczego nie puścił mnie do Metalista. Kiedy grałem w Karpatach miałem przynajmniej jeszcze dwie dobre oferty. Ze Spartakiem Moskwa ustaliłem już warunki kontraktu. Rosjanie dawali za mnie 800 tys. euro. Dymiński zerwał jednak rozmowy, bo chciał 1,5 mln. Drugą ofertę miałem z Malagi. Graliśmy z nimi sparing na zgrupowaniu w Hiszpanii. Zagrałem świetny mecz. Wszystko broniłem. Chcieli, żebym został u nich. Ale Dymiński powiedział, że kosztuję 3 mln euro. Ich trener bramkarzy podszedł do mnie i powiedział: <Podziękuj swojemu prezesowi, że nie zgrasz w Primera Division>. Tak samo było z propozycjami z Polski. Wszystko odrzucał. Dlatego ucieszyłem się, że latem za jakieś stare długi oddał mnie do Charkowa" - opowiada Nalepa.

W nowym klubie Polak najpierw usiadł na ławce rezerwowych, ale po kilku kolejkach wywalczył miejsce w pierwszym składzie. "Niestety w dwóch ostatnich meczach jesieni nie zagrałem, bo doznałem kontuzji mięśnia przywodziciela. Teraz jestem zdrowy - po dwóch zgrupowaniach w Eupatorii i Jałcie nie boję się o formę. Wyjazd na testy do Wisły zależy tylko od decyzji prezesa. Mam jeszcze 1,5 roku kontraktu w Charkowie, ale jest nadzieja, że oferta Wisły zostanie przyjęta. Mam już dosyć rozłąki z rodziną. Żona z synem mieszkają w Rzeszowie, ja tysiąc kilometrów od nich. Chciałbym wrócić do Polski. Jak nie teraz to latem. Kraków byłby idealnym miejscem do życia. Blisko do domu, dobrze znani mi trenerzy Skorża i Jacek Kazimierski, który prowadził mnie kiedyś w Karpatach" - kończy Nalepa.