Wtedy role były jednak odwrócone - o mistrzostwo walczył Śląsk, zwyciężyła natomiast Wisła.

Przed meczem z 1982 roku teoretycznie wszystko było już jasne. Śląsk Wrocław podejmował plasującą się w środku tabeli Wisłę Kraków, a wygrana zapewniała mu mistrzostwo kraju. Na trybunach pojawiło się 20 tysięcy widzów, wyposażonych w transparent "Witamy mistrza Polski na 1982 rok", wszystko było gotowe do fety, w lodówkach mroziły się szampany. To miała być formalność. Śląsk w tamtym sezonie tylko raz stracił punkty u siebie, od dwóch lat na własnym boisku był niepokonany.

Reklama

Wszyscy czekali na gola dla Śląska, tymczasem w 51. minucie bramkę zdobył Piotr Skrobowski z Wisły. Szaleńcze ataki wrocławian nie przynosiły powodzenia. W 83. minucie kapitan Śląska Tadeusz Pawłowski nie wykorzystał nawet rzutu karnego. Gospodarze przegrali mecz i tytuł mistrza Polski. Mistrzem został Widzew Łódź.

Piękno sportu? Nie do końca. Po latach okazało się, że wiślacy zostali zmotywowani przez łodzian. Co gorsza, wrocławianie także ułożyli się z piłkarzami "Białej Gwiazdy", ci jednak nie dotrzymali wcześniejszych ustaleń.

Czy obecni gracze Śląska zechcą zemścić się za krzywdy swoich starszych kolegów? Czy Lech ufunduje dla wrocławian premię za pomoc? Przekonamy się już w sobotę.

Reklama