"Dostałem od kogoś w ferworze walki. Na tyle jednak mocno, że padłem jak długi. (...) W ogóle nie pamiętałem tego co się działo na boisku. Można powiedzieć, że nie byłem obecny podczas tego spotkania. Ono toczyło się jakby obok mnie" - powiedział piłkarz "Przeglądowi Sportowemu".

Reklama

Nie wyglądał najlepiej. Stoper biało-zielonych był wyraźnie blady i obolały. Mimo tego urazu pozostał na boisku do końcowego gwizdka arbitra. Nie ustrzegł się błędu w sytuacji, po której Bełchatów strzelił jedyną i zwycięską bramkę.

>>>Przeczytaj relację z meczu GKS z Lechią

"Później podobno jeszcze Costly strzelił gola ze spalonego? Tak mówili mi koledzy, to prawda?" - pytał później reporterów. "Ja w ogóle tego nie zarejestrowałem" - dodał Wołąkiewicz.

GKS wygrał z Lechią 1:0.