Widzew wygrywał 25 razy, ŁKS tylko 10. W ostatnich latach przewaga zespołu z al. Piłsudskiego jest jeszcze większa: ŁKS po raz ostatni zwyciężył na własnym boisku w 1992 roku, a w ogóle w derbach ponad 10 lat temu. 3 marca 1997 jedynego gola zdobył Marcin Danielewicz, a sukces swojego zespołu pamiętają grający wtedy po 90 minut Tomasz Kłos i Bogusław Wyparło. Poza obecnością na murawie tej dwójki wszystko było jednak wtedy inaczej.
Widzew grał z powodzeniem o mistrzostwo Polski (teraz broni się przed spadkiem), a prowadzący teraz w tabeli GKS Bełchatów żegnał się z ekstraklasą. Gdy ŁKS po raz ostatni pokonał Widzew przy al. Unii, w kwietniu 1992 (2:0 po bramkach Cebuli i Żurowskiego), w Polsce obowiązywały jeszcze banknoty o nominałach miliona i dwóch milionów złotych. Na trybunach zasiadło ponad 15 tysięcy widzów, co teraz jest niestety tylko marzeniem. Wcale nie dlatego, że mogło by nie być popytu na bilety - po te od samego początku przedsprzedaży ustawiła się długa kolejka - ale także przez spory działaczy obu drużyn. Ponieważ Widzew jesienią przeznaczył dla gości zaledwie 400 wejściówek, ŁKS rewanżuje się teraz dokładnie tym samym. A przecież na wirażu stadionu przy al. Unii mogłoby usiąść kilka tysięcy widzewiaków. Wojenka, która wcześniej okazała się ważniejsza dla działaczy z al. Piłsudskiego, teraz znaczy więcej, niż ewentualne zyski, dla szefów ŁKS. Opinie, że derby bez fanów gości tracą na atrakcyjności, nie trafiają do nikogo.
Podobnie jak stara prawda o budującej zgodzie i rujnującej niezgodzie. Widzew dał szefom ŁKS tylko 20 wejściówek na jesienny mecz, więc ŁKS odwdzięcza się tym samym. Na stadionie zabraknie nawet Zbigniewa Bońka, który 56. derby obejrzy w telewizji, w swoim rzymskim mieszkaniu. "Te wszystkie spory są poza nami. My myślimy tylko o tym, co wydarzy się na boisku. Liczę, że wygramy. Jesteśmy w dobrej sytuacji, bo nareszcie jest tak, że to Widzew musi wygrać, a my tylko możemy. Rywal bardziej potrzebuje punktów, co może spowodować jego nerwowość" - mówi Marek Chojnacki. Trener ŁKS nie zaprzecza, że jego zespół czeka szczególny mecz. "Wszyscy to wiemy. Mam też w zespole paru chłopaków od lat związanych z Łodzią i klubem. Będą bardzo chcieli wygrać. Po ostatnich derbach byli wściekli. Teraz chcą rewanżu."
Jesienią Widzew wygrał 2:1, chociaż też nie był faworytem. "Mam z tego meczu dobre wspomnienia" - mówi trener Michał Probierz, który nie przejmuje się ostatnią porażką 0:3 z BOT GKS Bełchatów. "Graliśmy dobrze, zwłaszcza do przerwy. Ale popełniliśmy błędy indywidualne i zmarnowaliśmy dobre sytuacje. To się nie powtórzy. Zwyciężymy."
W drugiej lidze Widzew do zwycięstwa na stadionie ŁKS poprowadził Bartłomiej Grzelak. "Ale nie ma szans na szybkie wypożyczenie go z Legii. Teraz muszą strzelać ci, którzy zostali" - mieje się Probierz.
Bez względu na to, które miejsca zajmują w tabeli ŁKS i Widzew, magiczne słowa - derby Łodzi - elektryzują wszystkich kibiców w kraju. Dziś o godz. 20.00 oba kluby spotkają się po raz 56. w historii. Emocji z pewnością nie zabraknie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama