"Oj, działo się w tamtym meczu, pamiętam doskonale! Dostałem z kopa, w plecy, a na koniec czerwoną kartkę, jedyną w mojej reprezentacyjnej przygodzie" - opowiada Bąk o meczu z Armenią sprzed sześciu lat.

"Do dziś nie wiem za co, bo skoczyliśmy z rywalem do piłki, a kiedy upadliśmy, próbowałem się jakoś wyplątać, wierzgałem nogami. Po tym kopniaku w plecy wstałem szybciej niż kiedykolwiek. A po kartce dla mnie zaczęła się zadyma. Było naprawdę ostro" - wspomina w "Fakcie" polski obrońca.

Nie inaczej ma być dzisiaj w Kielcach. Ormianie znów zechcą nadrabiać brak umiejętności brutalną grą. "Azerbejdżan i Armenia mają podobne style. Dużo szumu, pobudzeni, nakręceni, ale jak dostaną piłkę, to ona im przeszkadza. Wolałbym, żeby historia z kopniakami się nie powtórzyła, ale niech nie myślą, że będę unikał walki" - zapowiada Bąk.

Byłemu kapitanowi reprezentacji nie są obce sztuczki skutecznie powstrzymujące rywali. "Lata doświadczeń... " - uśmiecha się Bąk. "Obejrzyjcie sobie powtórkę z meczu z Azerami. Pilnowałem ich napastnika. Cóż, nie pograł sobie. Nie było żadnych zbędnych ruchów. Tylko go blokowałem" - tłumaczy się Polak.

"A co z sędzią?" - pyta "Fakt". "Sędzia tego nie widzi. On patrzy na piłkę, a w tym czasie mój przeciwnik nie może ruszyć się z miejsca" - dodaje piłkarz. W całej swojej karierze Bąk dostał tylko trzy czerwone kartki. Jedną w kadrze i dwie w Lyonie. "Raz to była normalka, za dwie żółte. Innym razem Dugarry celowo wsadził mi palec w oko. Przez chwilę nie wiedziałem, co się dzieje, ale w rewanżu potraktowałem go odpowiednio" - opowiada nasz kapitan.

Poza boiskiem Bąk to spokojny, opanowany człowiek, wzór dla młodszych reprezentantów. "Gramy w dziadka. Ja, Michał Żewłakow, Maciek Żurawski. Zapraszam więc tych młodszych. Ale oni nie chcą! Wolą trzymać się razem. Garguła, Matusiak" - śmieje się Bąk. "Mają w kadrze dobrze. Nie ma żadnej fali. Ja na początku kariery w Motorze Lublin ostatni wchodziłem pod prysznic, zbierałem pachołki. Ale nie lubię traktowania młodszych z góry. Cieszę się, że coraz więcej jest ich w kadrze. Czasami widzę w telegazecie zupełnie nowe nazwisko i myślę sobie wtedy: O! Beenhakker znów kogoś odkrył" - kończy piłkarz.