Podopiecznymi Juande Ramosa - FC Sevilla - zachwycają się wszelkiej maści eksperci, jak Europa długa i szeroka. Bo grają tak nowocześnie, tak szybko, tak agresywnie. Trenera i piłkarzy zespołu z Andaluzji przymierza się już do największych klubów Starego Kontynentu, a odpowiedzialny za transfery dyrektor sportowy Ramon Rodriguez uchodzi za cudotwórcę.

W Sewilli nikt nie chce słyszeć o rozprzedawaniu zespołu i kolejne oferty kupna Daniela Alvesa, Adriano czy Jesusa Navasa są konsekwentnie odrzucane. Szkoleniowca Realu - Fabio Capello zwalniano w tym sezonie już kilkanaście razy, na łamach każdej chyba hiszpańskiej gazety. Jego rodaka, który latem wraz z trenerem przybył do Madrytu - Fabio Cannavaro - określano "najgorszym transferem w historii Królewskich". Tymczasem trochę niespostrzeżenie Real - wykorzystując lekką zadyszkę Katalończyków i koncentrację FC Sevilla na Pucharze UEFA - ma już tylko dwa punkty straty do prowadzącej Barcelony i zaledwie oczko dzieli ich od wicelidera z Sewilli.

Gdy po meczu Real-Barcelona Sergio Ramos mówił, że grając tak, jak przeciwko Barcelonie (3:3 po kapitalnym widowisku) są w stanie sięgnąć po mistrzostwo, wszyscy traktowali te słowa z lekkim przymrużeniem oka. Dziś wypada przyznać się do małej wiary. A Capello, chociaż po sezonie i tak zapewne odejdzie - z Niemiec dochodzą informacje jakoby wstępny kontrakt podpisał już Bernd Schuster - pozostanie ewenementem w świecie trenerskim i wciąż będzie mógł mówić o sobie, że nigdy nie został zwolniony.

Atmosfera wyścigu po mistrzostwo podgrzewana jest przez media. Madrycka prasa lubuje się ostatnio w doniesieniach z obozu Barcelony, gdzie ma dochodzić do nieporozumień i niesnasek. Podobno doszło do otwartego konfliktu między Juliano Bellettim, a drugim trenerem Barcy Eusebio Sacristanem. Poszło o to, że szkoleniowiec w jednym z wywiadów zarzucił zawodnikom brak zaangażowania. Brazylijczykowi nie spodobało się, że Eusebio nie porozmawiał z nimi, tylko poinformował prasę.

Z kolei Rijkaard uczy się chyba postępowania z dziennikarzami i zawodnikami od Jose Mourinho. Po porażce w zeszły weekend z Realem Saragossa całą odpowiedzialność wziął na siebie: "To moja wina, bo to przecież ja odpowiadam za skład, taktykę i zmiany w trakcie gry. Piłkarzy zostawcie w spokoju, a koncentrujcie się tylko na mnie" - mówił do wzburzonych żurnalistów.

Barca ma jednak najłatwiejszy z pretendentów kalendarz gier. Czekają ich tylko dwa wyjazdowe ciężkie mecze w Sociedad i Atletico Madryt. Przed Realem i Sevillą natomiast bezpośrednie starcie, 6 maja na Santiago Bernabeu. Wtedy zagadka pod tytułem, kto zostanie mistrzem Hiszpanii, będzie łatwiejsza do rozwiązania.