Bo właśnie tej drużynie kibicował Rhys Jones. 11-latek zmarł tydzień temu po postrzale w kark. Chłopak wracał z treningu do domu. Po drodze trafił na brutali, którzy nie mieli skrupułów, by go zabić.

Historia chłopca wzruszyła na tyle władze drużyny FC Liverpool, że postawiono oddać mu hołd. Przed meczem w eliminacjach Ligi Mistrzów z francuską Tuluzą z głośników na Anfield Road zabrzmiał hymn Evertonu. Kibice "The Reds" zrozumieli powagę sytuacji i zamiast gwizdów - które zawsze towarzyszą melodii "Johnny Todd" - rozległy się brawa.

Reklama