Lech w stolicy Czech przez 70 minut nie musiał wstydzić się swojej gry. Ale to zawodnicy Sparty, po bramce zdobytej kwadrans przed końcem, w lepszych nastrojach opuszczali boisko.
"Niektórzy spisali nas na straty po meczach z Interem Baku, tymczasem ze Spartą Praga nasza gra nie wyglądała tak źle. Wynik wprawdzie nie jest satysfakcjonujący, ale możemy być optymistami przed rewanżem w Poznaniu" - mówił Bosacki.
Kolejorz ma jednak poważny problem ze zdobywaniem bramek. Drużyna, która zwykle imponowała ofensywnym stylem gry, w ostatnich czterech oficjalnych meczach zdobyła zaledwie jedną bramkę - trzy tygodnie temu przeciwko Interowi w Baku.
"Oczywiście, nie jest to powód do dumy, ani dla mnie, ani dla moich chłopaków. W środę musimy wykonać 200 procent ostatniej normy" - zauważył nieco zgryźliwie trener Lecha Jacek Zieliński, który nie wyklucza, że w rewanżu zagra dwójką napastników.
Poznaniacy w środę wystąpią bez dwóch defensywnych piłkarzy - Tomasz Bandrowskiego i Ivana Djurdjevicia. Po krótkiej absencji do składu wraca pomocnik Jacek Kiełb.
Trener Sparty Jozef Chovanec dyplomatycznie ocenił szanse obu zespołów. "Choć wygraliśmy pierwsze spotkanie 1:0, to jesteśmy dopiero w połowie drogi. My na pewno nie będziemy bronić wyniku z pierwszego meczu. Pokażemy aktywny futbol" - zapewnił.
Lechici na Bułgarskiej będą mogli liczyć na wsparcie swoich fanów. Wprawdzie mecz na modernizowanym jeszcze stadionie może obejrzeć maksymalnie 13,5 tysiąca kibiców, ale trener Zieliński uważa, że to wystarczy, by "ponieść jego drużynę". Ostatnie bilety zostały sprzedane w poniedziałek. W Poznaniu spodziewana jest ok. 200-osobowa grupa kibiców z Pragi.
Bez względu na wynik, oba zespoły dalej będą rywalizować w europejskich pucharach. Zwycięzca dwumeczu zagra w czwartej, ostatniej rundzie kwalifikacyjnej Ligi Mistrzów. Przegrany zostanie z kolei przesunięty do czwartej rundy kwalifikacyjnej Ligi Europejskiej.
Środowe spotkanie Lecha ze Spartą o godz. 20.00. Zawody poprowadzi francuski arbiter Fredy Fautrel.