Po meczu powiedzieli:
Marcin Kikut (pomocnik Lecha): "Pierwsza połowa nie wyglądała tak, jak byśmy chcieli. Na szczęście udało nam się zachować czyste konto do przerwy. W drugiej połowie ruszyliśmy mocniej do przodu i zagraliśmy już skuteczniej. Ten doping ponad 40 tysięcy kibiców był jak wiatr w plecy. Chciało się grać ofensywnie, choć musieliśmy też pamiętać o założeniach taktycznych. Fajnie, że udało nam się wykorzystać stały fragment gry, wcześniej to my traciliśmy bramki w takich sytuacjach. Jesteśmy liderem, ale nie podniecamy się. Przed nami jeszcze cztery kolejki Ligi Europejskiej, entuzjazm trzeba tonować. W międzyczasie mamy przecież ligę, gdzie musimy trochę się odbić".
Jacek Kiełb (pomocnik Lecha): "Gdy tuż po pierwszym gwizdku usłyszałem doping 41 tysięcy gardeł, to naprawdę czułem ciarki na plecach. Atmosfera była fantastyczna. Mieliśmy też obawy o stan murawy, bo głośno się o tym mówiło przed meczem, ale moim zdaniem nie było z nią większych kłopotów. Myślę, że po tych dwóch meczach w Lidze Europejskiej pokazaliśmy, że warto w nas wierzyć i że polski zespół też potrafi grać w piłkę. Jeśli dalej będziemy grali tak konsekwentnie, to kto wie".
Sławomir Peszko (pomocnik Lecha): "Zespół z Salzburga na początku zepchnął nas do defensywy. Może to był wynik tego, że po trochę długiej przerwie wróciliśmy na Bułgarską i to na nowy stadion. Potem z minuty na minutę graliśmy już coraz lepiej. Po strzelonej bramce trochę się cofnęliśmy i mogliśmy nastawić się na kontry. Przy lepszej skuteczności mogliśmy wygrać nawet wyżej".